Dyptych majowy
Dodane przez Jerzy Beniamin Zimny dnia 02.06.2011 09:43
Dokąd świruje błyskawica, tak mówią
o wiosennej burzy ciała na ulicy.
Idą wyburzeni ze snu z planami zabudowy.
Zanim zaczną spawać druty, przeciągnie
się kot, zaiskrzy głaskanie kobiety.
Wcześniej wyłączyła z kontaktu śmierć,
zgasiła jej płomień na piecyku.
Nie warto mieć złudzeń, ale można
w dłoniach trzeć zioła i palić rutę,
w sąsiedztwie gmachu którym trzęsie ulica.
W pobliżu ptasiej mównicy stać zupełnie nago.
I niech nikogo nie dziwi zwyczaj białych chust.
Istota zastanawia się nad wielką rzeczą.
Nie znajduje nawet opiłka, źdźbła jednego.
Wszystko w pełni, czas kończyć dojrzewać
i tworzenie śmierci na użytek własny,
i kasyno na kości, niech grają
niech ich ogrywa nieboskłon.
Ryba otwiera pysk, tak rodzi się rozkosz.
Historia kobiety pod dłutem,
a jednak miłość pochodzi z wyrobiska
kwarcu. Oddychaj mówię do człowieka
wystawionego przed dom na wózku;
może zgarnie cię fala odpływów.
Trzeba napoić konie ciężkiej jazdy.
Bóg z ojczyzną na posiedzeniu tajnym,
w lesie batalion karny pielgrzymów.
Mgła niczym terpentyna rozcieńcza mrok,
dwie czerwone petardy odpaliła miłość.
maj, 2011