obiecała konika cisawego
Dodane przez wiese dnia 15.05.2011 12:37
Czy to nie jest niesamowite, że kolekcjoner obrazów o tematyce hippicznej
zaprzyjaźnił się z pasjonatką, hodowczynią i rysowniczką
koni? Jestem pod wrażeniem. Czy w czasie pracy patrzysz na te obrazy?
Hoduję konie. Na ścianach. Nie wiem, czy to już kolekcja, to słowo brzmi
dość zabawnie w odniesieniu do zbioru ogólnie dostępnych reprodukcji;
ale rzeczywiście, zgromadziłem ich dużo, pięknych i jeszcze piękniejszych.
Wolno mi na nie patrzeć, podziwiać talent i rzemiosło artystów, którzy utrwalili
na płótnie ich siłę, grację i umiłowanie wolności . Ty możesz ich dotknąć,
kreujesz je, stwarzasz od nowa.
W pokoju na trzech ścianach mieszkają moje konie. Jest ich tyle, że musiałem
niektóre ulokować w przedpokoju - te w stylu angielskim, stonowane, pełne
rezerwy i spokoju.
Wiesz, zaprzyjaźniłem się z końmi zupełnie przypadkowo. Nie znam ich dobrze,
ale je lubię. Nie będziesz płakała? Mój ojciec pochodził z Kujaw, z takiej małej
wioski. Jeździliśmy tam, zanim pojawiłaś się na świecie, a ja byłem trochę
większy od tego mnie na zdjęciu z gołębiami. I były konie. Takie zwyczajne,
jeśli konie mogą być zwyczajne. Był i kasztan, i gniadosz. Chodziły w kieracie,
ciągnęły wóz drabiniasty ze słomą i prymitywną żniwiarkę.
Któregoś letniego dnia - niewyprzęgnięty od wozu, spocony kasztan stał
przed chałupą - lepianką. Lejce okręcone były o orczyk. Wlazłem na wóz.
Obluzowanym balaskiem klepnąłem kasztanka w zad, zawołałem: Wio! I pewnie
nie uwierzysz,ale on, zmęczony pracą, odwrócił łeb, i spojrzał na mnie swoimi wielkimi
ślepiami i zapytał: Dlaczego mnie męczysz? Musiało to być dla mnie wielkie przeżycie,
skoro pamiętam je, choć minęło blisko 50 lat.
We Wrocławiu mieszkałem blisko bazy. Tak nazywało się miejsce, gdzie spędzano
konie, prowadzone potem na bocznicę kolejową. Trzy razy w tygodniu wędrowały
w czwórkowych albo szóstkowych kolumnach wyboistą drogą i płakały lub skarżyły się.
A przecież jechały na Zachód, do krajów dobrobytu. Ale to było dawno.
Tylko wspomnienia zostały.
Na wysrolu, (gdybyś nie wiedziała - wcześniejsza AR), poznałem rewelacyjnego
fachmana od koni. Jak on pięknie o nich opowiadał. A z jakim polotem i dowcipem!
Dzięki niemu dowiedziałem się o czymś, co dla ciebie, koniarza, może okazać się
zaskakującą ciekawostką.
Czy wiesz skąd wzięła się w nomenklaturze maść izabelowata ?
Masz jakąś izobelowatą klaczkę ? Albo chociaż niegryzącego,
izabelowatego wałaszka?