Trafiony-zatopiony
Dodane przez RozmarzonyElfik dnia 08.05.2011 08:48
Widziałam topielca. Miał grymas wykrzywiony od płaczu.
Na skróty po lodzie. Bez łyżew. Lat siedemdziesiąt osiem.
Biegła znajomość łaciny i rosyjskiego. Staruszkowie
zwykle umierają oczekiwanie. W fotelu. Z kotem na kolanach.
Odkładają okulary, krzyżują ręce. Finisz. Czy w agonii
liczy się barany? Jeden - zegarek nie przestaje tykać.
I już trafia szlag. Rozproszenie, rozchwianie. Dwa - uszczelka
przy głównym zaworze chyba puściła. Zaraz sąsiad
będzie się awanturował. Trzy - ktoś z góry szura krzesłem.
Przesuwa? Odkurza. Cztery - sól w kuchni się rozsypała.
Tfu, tfu. Dobrze, że kot nie jest czarny.
Pięć - znowu zrobił się przeciąg. Okno się nie domyka.
Nie ma kto naprawić. Sześć - mucha sfrunęła z nosa
na usta. Kretynka. Siedem - stuk, stuk, stuk na klatce... Nieparzyście.
Chyba obcas jej się złamał. Noga raczej nie, bo by tak nie klęła.
Do siedmiu liczyć najbezpieczniej.
Ale kto da gwarancję, że 'kot' napisany
długopisem z niebieskim wkładem nie będzie czarny?
19.03., 7.05.2011 r.