33
Dodane przez mars dnia 16.03.2011 15:33
Trudno pisać wiersze wierząc w transsubstancjację,
widząc pokolenie w amoku u stóp Mansona,
zerwane z cum łodzie walcujące na wirach. Ale
widziałem różowe policzki Bernadetty, olej świętych
na skórze Myrny, demoniczną mimikę opętanych
przed krucyfiksem ojca Younana i majowy poranek
z wysokości sufitu, gdy moja powłoka w skłębionej
pościeli jak pusty worek na łóżku ciężko sapała.
Dwa porządki się rozeszły, odwróciły
plecami, idą licząc kroki. Bo za Tobą pójść,
to zaprzeć się Freuda i Heideggera, na ramiona wziąć
prałata Jankowskiego i całe Radio Maryja,
Hypatię, filioque, klan Borgiów, Campo di Fiori,
stosy czarownic plus tysiąc gwałtów w dublińskiej
diecezji - wśród obelg nieść to brzemię
po zboczach i dolinach. Kiedy Howard Storm
opuścił ciało w paryskiej klinice
i poszedł mglistym korytarzem za głosami
fałszywych przewodników, by po długiej marszrucie
trafić w nieprzeniknioną ciemność, gdzie chmary
chichoczących szyderców szarpały go i kąsały
bawiąc się jego rozpaczą, był rok 1985.
Rozszarpany w ciemności gasł. Lecz sięgnął pamięcią
i zaśpiewał piosenkę ze szkółki niedzielnej.
na dźwięk imienia Jezus demony zaskowyczały
jak polane kwasem i czmychnęły. Przybył
Wezwany i poniósł go do światła. To nie jest wiersz,
nie ma w nim wściekłości, pogardy, szyderstwa,
krwawego potu, trudu zabijania w sobie i w innych
pustego nieba; nie ma tu rozpaczy pod żadną
postacią. Trudno pisać wiersze kiedy na ubitej
ziemi stoją bracia z załadowaną bronią,
a w rzece walcują z cum łodzie zerwane.