Nie lada bal.
Dodane przez ElminCrudo dnia 16.03.2011 12:28
Mentliczek pentliczek, kręciołek z supłami,
W przestrzeni stoliczek, notesik z kartkami,

Na kartkach literki, z literek huk słowa,
A między słowami robaczek się schował.

Kto czyta zabłądzi, choć bajka nie nowa,
Lecz czytać nie musi, by później żałować.



Monitor, adresy, witryny z oknami.
W portalach od groma wynurzeń wierszami.

Tu z tekstów dziad z babą, dorosły i nielat
Próbują wyczytać: Co piszczy w literach?

Wędrują po rzęsy w mamidłach, straszydłach,
To czerpią łyk wody, to uszczkną ciut mydła,

Z dytyrambów na troje dartych przy puencie,
Gdzie podmiot przedmiotkę pogrąża w obłędzie,

I z canzon zawzięcie ćwiczących się w dramie,
By całość z przesłania zionęła konaniem,

Z zaległej elegii w sukience od fraszki,
Gdy kryształ wspomnienia przelewa do flaszki,

Od ody, co właśnie przestała być odą,
Uprasza zwrot kosztów za wizje i młodość.

Stąd fraszka bez łaszka nadaje z wesoła,
Że wolno się bawić z odbiorcą w dzięcioła,

Od stuku do puku z rebusem się bratać,
Wydziobać coś wieszczom, pogmerać w cytatach,

A z siebie urodzić kanciaste do granic,
I spływać prześmiewem w przenośnie z hakami.

Kto chce, może twierdzić: W poezji coś siedzi.
Kto musi, niech sarknie, że autor nabredził,

Wszak świat zszedł na wiersze, a język się toczy
Po białych podpuchach, i piórkiem dźga w oczy.

Tu tren w patos bije: O, mowo zepsuta!
Lirykę zmieniłaś w ślino-wściek do trupa,

Bez rymów i taktów pod rytm w tarapatach
Wybrzmiewasz jak nenia w lamencie furiata!

O tak, tak... - dodała dygresja z ironią -
Gdzie srebra nie cenią, tam moc złota trwonią.

Jedynie balladzie, co chciała przeczekać,
Dość było tych wstrętów, dość samych narzekań

Na lirę, na bladą, że lutnię zgubiła,
Strunami nie wdzięczy, bo smuci przy piłach.

- Skąd myśl, że roztrwonią? Skąd jęk, że zepsuta?
Czy wierzch ceni górę, gdy nigdy nie upadł?

Kto dna nie oglądał, by z dna się odbijać,
Ten w siebie nie wierzy i innym nie sprzyja,

Ten nie wie skąd korzeń, skąd sok i krążenie,
Co mieści się w dole, co wznosi nad ziemię,

I po co pniom starym wypustki zielone
Lub konar solidny w prześwicie korony?

Od kiedy to drzewom niemiłe są liście?
Nie straszcie odrostów wycinką i czyśćcem.

- Nie pytaj od kiedy, kochana balladko,
Ty lepiej nam powiedz, jak długo ma trwać to?

Gdzie ucho przyłożysz tam słabe, siam chore.
Gdzie okiem nie rzucisz to chaos z horrorem.

Co drgało przez wieki, dziś nie drgnie, bo pluje,
Co śniło - przestało, spać nie chce, lecz szczuje.

Wzruszało - nie wzrusza, uczyło - nie uczy,
Śpiewało - nie śpiewa, szlag trafił pęk kluczy.

Źrenice wetknięte w parady, w balony,
A szkiełko rozbite na udry uczonym.

Poetka nie lubi, nie wzdycha, nie płacze,
Poeta nic nie wie kochając inaczej.

Wers wersem nie bywa, choć strofą być musi,
Wiersz ugrzązł w epice i w prozach się dusi.

Romansu nikt nie chce, gdy rzewne łzy roni,
Na gardle ma paszkwil, a haiku przy skroni.

Już możesz, złociutka, zaszlochać po trosze,
Duch uszedł, a szkielet zamienił się w proszek.

W exordium nie uderz, w hymn ust nie układaj,
Skrzecz żal bez emocji, tak teraz wypada,

A jeśli cię spiszą w obecnej godzinie,
Wystawią jak towar w przeciętnej witrynie.

Powisisz przed tłumem dwie doby lub krócej,
Drwinami ukłują, wybrzydzą, pomruczą,

Poszarpią za refren, skojarzą z czym zechcą,
Na stos do archiwum z kretesem wypieprzą.

Przypiszą adresik w witrynce stroficzek,
I kanał zaliczysz w bezliku stroniczek.

Na hałdach wierszyków znielubisz wersety
Gdzie gryzą się z sobą: wyrazy i bzdety.

Gdy pierwszy powiada: "Jam słowo i znaczę.
Przekrętem w przerzutniach nikogo nie raczę,

Dobieram się zgrabnie, by proste, a inne
Sentencje dołożyć w interes rodzinny.

Mnie bracie się czyta, jak mowę nie gadki,
Jam wyrazów nad wyraz, i wartki, i gładki."


To drugi mu rzecze: "Ba, ze mnie pierdoła.
Nie będę rozstrzygać co żart, a co szkoła,

Nie mogę obrastać w twój sens niczym w sadło,
Bo miewam się świetnie, gdy w zdaniu coś padło.

Wywnętrzaj się, składaj, wyrażaj jak umiesz,
pleć wątki z osnową wciąż grzebiąc w rozumie,

Poczywam, gdy bruszysz iluzje przestworzy,
Wychodzę przypadkiem, gdzie ty się wyłożysz."


Gdy pierwszy coś klei, to drugi nań czyha,
Dziś tak prosperuje współczesna liryka.

Za nami klasyczne poręby, ballado,
Przed tylko ten ekran, i plazma, i stado,

Z tuzinem Adamów tysiące Słowackich,
W gęstwinie gramoty majstrują zasadzki.

Zejdź z drzewa, a nawet - zapomnij o drzewach.
Co pismak wyskrobie, ty cienko wyśpiewasz.

Bez dumki z zadumą, bez nutki z kantyczek
Jesteśmy produktem w zwyczajnej fabryce.



Mentliczek pentliczek, kręciołek z supłami,
W przestrzeni stoliczek, notesik z kartkami,

Na kartkach literki, z literek huk słowa,
A między słowami robaczek się schował.

Kto czytał zabłądził, i musi od nowa.
Kto musieć się zmuszał - być może sfiksował.



Zielona Góra 16-03-2011