Smoki wybrały
Dodane przez wiese dnia 19.02.2011 23:42
Wieczna sromota i nienagrodzona
Szkoda, Polaku! Ziemia spustoszona
Podolska leży, a pohaniec sprosny,
Nad Niestrem siedząc, dzieli łup żałosny!

   Pieśń V, J. Kochanowski

na łące księżycowej, pod magicznym drzewem,
trzej smocy się spotkali, podobni do siebie
jak cztery krople wody, jak śniegowe płatki,
ojca mieli wspólnego, ale różne matki.

smok sterany najstarszy, najmądrzejszy zatem,
średni smok fioletowy, co różowiał latem,
i najmłodszy, stepowy, jasnomalagowy,
rozmawiali półgłosem pochyliwszy głowy,

by nikt niepowołany nie zgłębił tajemnic.
ukryci w cieniu drzewa (słońce było w pełni,
blaskiem chciało oślepić wyłupiaste oczy)
wymieniali poglądy w sprawach bardzo smoczych.

ze smoleńska przyleciał stary smok sterany;
w mińsku gościł stepowy, wrócił niewyspany,
bo z baćką łukaszenką obalił antałek
białoruskiego bimbru, bliny doskonałe

stanowiły zakąskę. za zdrowie putina
wypili po szklaneczce. grała okaryna
dumkę do prezydenta wielkiego narodu
wybranego przez boga - dla dania dowodu,

że histeria wciąż żyje i dobrze się miewa,
od odry aż po ural, szumią o tym drzewa
i śpiewają lirnicy, pięknie i cynicznie,
ustrojeni odświętnie w szaty liturgiczne

w barwach karmazynowych, złotych, purpurowych,
oraz mandarynkowych, chociaż fioletowy
kolor tak był wielbiony na zachód od buga.
smoki wiedziały dobrze, czyja to zasługa;

naród modłów do smoków już dawno zaprzestał,
wolał innych herosów wynieść na piedestał,
by składać im ofiary, szczodre i obfite,
jak przystało na ziemie, gdzie kosmopolitę

od czasów kronikarzy brano za proroka -
tym chętniej, im dobitniej atakował smoka.
smok różowy niedawno badał ukrainę,
sprawdzał, czy dniepr do morza czarnego wciąż płynie

przez smoleńsk i mohylew, kijów, zaporoże,
czy jesiotry wciąż kawior puszkują w pokorze,
by naród nie głodował jak w hołodomorze,
czy stepy akermańskie, jak kiedyś w utworze

bajdeloty adama, pełne są burzanów;
wiedzy tej wymagała smocza racja stanu.
na łące księżycowej pod magicznym drzewem
trzej smocy po kolacji zmówili pacierze,

by z pełnymi brzuchami pogadać spokojnie
o słowiańskiej głupocie i trwającej wojnie
na słowa, gesty, gierki (nie mylić z edwardem)
doszli w końcu do wniosku, że warunki twarde

trzeba ludziom postawić, by nieco zmądrzeli.
zmęczeni podróżami - czekać do niedzieli
postanowili zgodnie i wtuleni w siebie
gwiazdeczki betlejemskiej szukali na niebie,

popijając gorzałkę czystą żołądkową -
leży w smoczej naturze odżywiać się zdrowo;
później na baby poszli, szaleli do rana,
tańcząc polkę, oberka, kozaka, kankana,

aż stwierdzili, że pora poloneza zacząć
i nowy dzień przywitać organiczną pracą
dla dobra powszechnego, szczególnie smoczego.
wypili strzemiennego jednego, drugiego,

wrócili na polanę, spoczęli pod drzewem...
nagle z radia maryja usłyszeli w śpiewie
słowiczym, rydzykowym tak fałszywe nuty
jakby stanął przed nimi karzełek zapluty,

zgrany symbol reakcji, więc szybko pojęli
że nie mogą z działaniem czekać do niedzieli,
gdy imć jarek dratewka formuje legiony
oddanych bojowników, głośno bijąc w dzwony,

by obudzić demony pod miedzą drzemiące.
smocy podnieśli głowy, spojrzeli na słońce
i wzbili się w powietrze, rozwinęli skrzydła
jak proporce na wietrze, krew im nie ostygła,

rozrzedzona trunkami, lecz w locie poczuli,
że nie zniosą już dłużej zapachu cebuli
i kiszonej kapusty, zapiekłej ciemnoty
kłótni, sporów, awantur, wszechpolskiej głupoty.

popatrzyli z wysoka na miasta i wioski,
odlecieli - ku gwiazdom. tak głoszą pogłoski.


* * *

odlatując, śpiewali na trzy głosy smocze
kołysankę, przy której serce wciąż dygocze:

oto dziś dzień rozprawy, polskość niech zwycięża!
pójdziemy z krzyżem w rękach, ze szczękiem oręża
na złych ruskich, co w moskwie, kozaków w kijowie,
na przebiegłych litwinów, rusinów we lwowie
na zaolzie bić czechów, węgrów w siedmiogrodzie
i brudasów cyganów, szwabów na zachodzie,
żydowinów plugawych na madagaskarze -
kogo jeszcze pokarać, dobry pan bóg wskaże