Dziewczynka na cmentarzu
Dodane przez helutta dnia 28.01.2011 17:28
Najistotniejsze podróże już za mną:
z babcią
na cmentarz
Wtedy na przykład
podczas długiego marszu pod wiaduktem kolejki
odkryłam konieczność oddychania
i strach że zapomnę otworzyć usta
że nos mi się zatka
a wtedy umrę i zniknę ja
albo
co było bardziej wyobrażalne
kasy biletowe
wierzba płacząca za stacją
droga na lewo do parku
Co zrobi babcia?
Ale dalej
Tramwaj przewalając się przez miasto
jak stonoga z połamanymi nogami
wytrząsał zmartwienia z chudego ciała
hipnotyzował rytmicznym stukotem
i rozpędzoną przestrzenią zza szyby
Byłyśmy bezpieczne
babcia miała całą portmonetkę oboli
Tyle jej zostało po dziadku
Bolały nogi
Stawałam w bramie cmentarza
Prosta aleja w morenie buczyny
Wznosiła się w południowym słońcu
i nie było już żadnego wyboru
ani po co czekać
Marudziłam i wątpiłam
babcia zaciskała dłoń zdecydowanie
Buntowałam się:
przecież tu mieszkają jacyś ludzie
w sklepach sprzedają lemoniadę
miałyśmy iść na plażę
Cień czekał jak zwykle
obok kranów i kontenerów
już lepkimi korytarzykami skóry
płynęła chłodna ulga
już z porcelanowych tabliczek patrzyli oni
na mnie patrzyli wszyscy
Jaki kołnierzyk jaka sukienka
ten smutny ta ma dziwną minę
zabił się albo umarł w starości
zasłużony mąż ojciec
dziewczynka ma dwa warkocze
Poczekaj babciu
Muszę pogadać
Zapytać
Wąską ścieżką oddalić się od ciebie
wołają mnie dzieci wystrojone
Doganiałam ją u dziadka
Stęchłe liście zawsze tak samo
nawet w upale
butwiały za dwoma kamieniami
Tak pachnie cień wielkiego drzewa
z którym mieszka dziadek
Zwykle było coś do zrobienia
Potem babcia siedziała na ławce
A ja uczyłam się czytać
Wersy o narodzinach i śmierci
sylabizowane mozolnie imiona
wykluwały się z nieistnienia
i znikały jak bańki mydlane
Potem eksperymentowałam z książkami-
czasem się udaje
Wracałyśmy przez las
obok pomnika Gutenberga
który stał w altance
I był dziurą po Gutenbergu
Babcia mówiła:
to dlatego że był Niemcem
Ale mnie to nie dziwiło
wszystko wskazywało na to:
Niewyobrażalnie dużo więcej jest ludzi
których nie ma
więc jeden Gutenberg to nic takiego
Na Jaśkową Dolinę wychodziłyśmy
obok zaczarowanego domu z wieżyczką
Nigdy nikogo żywego w nim
nie dostrzegłam
Nie dałabym głowy
że istniał
Nieważne
My już byłyśmy na ruchliwych alejach
Tyle tam czasowników
żyjących ludzi całkiem sporo
nasz tramwaj
a w cukierni
stefanka albo napoleonka
tak słodko oddawała mnie
w ramiona czasu
i miejsce przeznaczenia