strachy i chochoły*
Dodane przez zorianna dnia 23.01.2011 10:11
I potem

przyjechali¶my wczesn± wiosn±. wyludniona wioska
czekała z otwartymi ramionami stracha na wróble. wygl±dał
jak duch, którego nie chce niebo ani piekło.
to, czego pilnował rosło
karmione lękiem, bólem rozstań i prochem
dlatego nikt nie pozbierał jabłek, nie chciał
wi¶ni. zgniły razem z żołnierzami z czterdziestego czwartego

w nowym ubraniu musiał poczuć się ważnym, wtedy
gdy matka mówiła: nie zmarnuje się już
żaden owoc.


pewnie nigdy nie odgadł po co
zostawia go w sadzie na zimę, okrywa
dodatkowym swetrem.



II przedtem

gdy nie było już domu, matka dziękowała
wszystkim ¶więtym, że cudem udało się zabrać

smacznie ¶pi±ce niemowlę z drewnianej kołyski
i za te gołe niebo, i że pod nim wszyscy

przy litewskiej granicy spłon±ł strach w ogrodzie.
józek miał furażerkę. w lesie moc poziomek

które do starej czapki rwali¶my na klęczkach
by sprzedać za cukierki dla ludzkiego niemca.

lecz zim± przyszli inni. józek za chochołem
ukrył się gdy strzelali. nie wiem - od poziomek

co wsi±kły w furażerkę, czy od krwi dziecięcej
splamiło ¶nieg i słomę przy chocholim sercu.



III zawsze

w krajobraz powtykane strachy i chochoły
jedne gin± przed zim±, inne zmartwychwstaj±
i zmartwychwstaje cisza, i anioł zraniony
gdy ¶nieg maluje pola na biało, na biało
nie umiem go przekrzyczeć

kiedy otulam róże grub± warstw± słomy
wyostrzaj± się rysy, przed oczami stoj±
chłopiec w za dużej czapce, matka z ocalonym
dzieckiem na rękach. ogień. czerwono, czerwono
chochoły wtedy płacz±.




*ze wspomnień Genowefy M.