wariant II.
Dodane przez agata zuzanna dnia 04.05.2007 21:39
Wariant II.
Mieszkałyśmy obie w jednym ciepłym mieście.
Latem wychodziłyśmy z domu późno i zazwyczaj na darmo. Osobno, ponieważ
każda wytrącała się z innego spokoju z powidokiem paru samowolnych defenestracji
[pod okiem ludzie rozchodzili się grupami, współczując możliwie szybko]. Przed przylotem
ptaków siałyśmy niepokój. Po cichu tężał i wolno, od pierwszej pełni doglądałyśmy małych
zmartwień. Drżenia rąk, w których sił nie dość, żeby wbić się klinem w upał wyludniający
place, ulice i mosty. Któraś z nas przespała noc i teraz szła, pręty balustrad topiły się w słońcu.
Nie dość w niej było siły, żeby się oprzeć eterycznym, posplatanym wstążkom w witrażach,
warkoczom z pyłku topoli, zajączkom z lusterka ściganych przez kota po suficie. Łukom
[oraz strzałom] i przyporom; nieważkości na wyciągnięcie ręki.
Małe rozpacze zamykają w zwartym szyku kolumnę gazety, chyba mogłabym zamknąć oczy
i cała stać się węchem. I oto tylko nos może wszystko znaleźć na całej linii [daj, podmucham]
podbródka, tam będziesz inny po krańce zapachów, tam jest zapadnia. Tam kuchenka, kawę
trzymam w niebieskiej puszce. Włącz komputer, pójdę umyć ręce. Potrzymaj, przenikanie
wiąże się z pojęciem granicy. Jestem, a ona mi tego zazdrości.
____
z tym trzeba coś zrobić. dużo. dlatego do Was przyszłam :)