Rozprawa ze słońcem
Dodane przez nAzGuL22 dnia 03.01.2011 17:48
Nie pamiętasz, że udawanie
zaczynało się tuż przed świtem.
Blade kawałki poranka
przemijały pod zmrożonymi palcami
niedogrzanej kołdry. Ciepło
umykało przez szczelinę pokoju.

Otwierany był w milczeniu,
w niekontrolowanych wybuchach
gorąca. Krzyki podartych zdjęć
wwiercały się w cienkie ramiona
kalendarza. Daty spadały
z niego ciężkie, jak jesień.

I tak oddychaliśmy razem
trzymając się rogów swoich dłoni.
Co z tego że parzyły śnieg, klamkę
od drzwi, ogon kota. Jego grzbiet
zapadał się w niecce Twoich piersi.
Chronił się w nich jak ja
w martwych tkankach okna
dzielącego mnie od deszczu.

Jego rytmiczne staccato (pulsujące na parapecie) potraktowało każdą wartość oddzielnie - skracało i uciszało ją po każdym twoim szarpnięciu.