Annomania
Dodane przez meandra dnia 13.12.2010 22:12
Łopatki swędziały,
jakby miało wyrosnąć tam coś ulotnego.
/komnen/
Miejsca przetarł pumeksem. Pewnie go bolała
papierowa tożsamość - wolał być wygnańcem.
Przytulał twarz do płócien Goi, czytał Prousta.
Był niemym świadkiem lotu, rozwarstwiania płaszczyzn.
Światło go odnalazło tuż przy boku Anny,
kiedy wyłączał silnik i uchylał okna,
zrywając z ramion futro. Odeszła jak łuna
nie odwracając głowy, bez jednego słowa.
Wypatruje jej w zgłoskach. Ciągle przypomina:
O słowa dbać należy, nawet te cudowne.
Potrafią być niezgorsze od palców*. Przez chwilę
jest niczym Kay za drzwiami zamkniętych oddziałów.
Wdech - wydech, słabe tętno.
_______________________________
*O słowa dbać należy,
nawet te cudowne.
Dla cudownych robimy najwięcej,
czasami roją się jak owady
i nie żądlą, lecz całują.
Potrafią być niezgorsze od palców.
/A.Sexton, przekł. Monika Sujczyńska/