Requiem dla Leśnika (za długie, więc nikt nie przeczyta)
Dodane przez Faulan Gavinel dnia 26.10.2010 18:33
Ojciec odszedł -
zostawił oczy półotwarte.
Parzący rzepak
w ciszy żółcił się za oknem,
w oddali drzewa
stały - wędrowcy sturęcy,
a powietrze uwiło
swój chłód wokół mej szyi.

Nagle nosy
przy korze podniosły się ostro;
szare i szorstkie
futra przeszyły przestrzeń,
a białe błyski
tłoczone szablami poszarzały.
Cieniste stanęły
przełyki ze strunami w zwarciu.

Przesunął się pulsując
jędrny rysunek gładkości -
ciepła pociecha
między cieniem a szyszką.
Liznęła liście
kolczastym wachlarzem nad czołem,
po chwili zachwiały
się jednak chłodem nozdrza.

Drgająco rozjaśniał się
wśród źdźbeł sojusznik szybkości.
Miętolił trawy
wargą tkaną z napięcia
i wyławiał dokładnie
straszne gałązki szmerów,
mieniące się sprzecznością,
gdy wtem: aż oniemiał w słupek!

Kwaśne mokradła
wilgotniały zwykłymi oczami.
Machanie przepychało się
miarowo w nieruchomej tafli
rozsnutej przestronnie
między sferą a ziemią -
przysłoniło banalność,
wylądowało i przycupnęło na suchym.

Zgromadziła się rodzina,
zwierzęta, niewidzialne sensy;
powietrze uwięzło
w bezruchu pozbawione masy,
bolesne listki,
konary zwęglone od ciśnienia
w parzystości swej zastygły -
las stanął.