Czarna dziura. Częstochowska
Dodane przez Krzysztof Bencal dnia 13.10.2010 18:07
Najbliższa gwiazda wytyka mnie palcami. Ogonek na biegunie jabłka.
Tylko tyle zostało z wyrwanej osi. Kiedy kręcę owocem w dłoni,
drzewa w raju zrzucają swoje pryszcze. Nudyści na piaszczystym wybiegu
konserwują modę sakralną. Myślę na czworakach jak zastawiony stół.
Jak rok na swoich czterech porach. Jak zwierzę. Tamten garbaty pan z wielbłądzim
genem mógł być jakimś rozwiązaniem. Rzymianie montujący żaluzję na
plecach. Chrystus ażurowy we framudze tajemnicy. Gra pąsowego
światła i cienia tworzy na uczniu prościutkie zasady interpunkcji. A
faryzeusz u witrażyka reguluje swym pejsem kontrast dnia w moim
poświęconym mieszkaniu. Epoki literackie tej mojej samotności,
które żegnam i witam bez nazwy i cezury, sięgają coraz głębiej
do wnętrzności przepychu. Moja modlitwa jest teraz w ciąży z Negrem szczupłym
jak nić. Nie wiem, jaka zręczność, Norwidzie, nawleka na mnie perły i bobki
twoich wierszy. Jednocześnie jestem prawicą księdza na prowincji oraz
lewicą zamożnego Żyda z diaspory. Do tej kobiety można mówić
jak do ściany płaczu. W wyłomach jej ciała składam podpaski albo listy
chrystusowe. Ona milczy jak absolut. A ja rytmicznie potakuję
łbem. I planetą Wenus w penisie astronoma. Muszę przyznać, że zmieniam
kosmiczny porządek. Musisz
przyznać, że moje myśli są
niczym optyczne złudzenie.
2005