Kadry z życia Warszawy
Dodane przez Arkadiusz dnia 10.10.2010 16:36
I

Nowy rok budzi się na kacu, ludzie nie znaleźliby różnicy
trzeźwiejąc, kamień na kamieniu i te same szymonowe prace.
Rajd między psim gównem a murem z betonu, którego żółtawy kolor
ma wynagrodzić zasłonięte słońce; małe żółwie ślimaczą się do szkoły,
aby nauczyć się pływać w razie, gdyby kolejne potopy nie miały litości
dla ust, natura nie jest gorsza od człowieka.

II

Podobno mądre społeczeństwo wyróżniają szczupłe brzuchy i tłuste mózgi,
nieważne - dziś zjem pączka, odwiedzę McDonald's, jutro dietetyka.
Podniecał je widok grubych portfeli oraz widoki centrów handlowych,
walentynki to porządne święto, choć miłość gra ostatnie skrzypce,
wyszaleję się do środy, zagoszczę w kościele i obiecam poprawę.

III

Na zewnątrz topnieje śnieg, ale w bloku znajdzie się klient
trzymający kilka gram na stole, buduje ścieżkę do grobu.
Nie ma kraju bez boga, są jedynie bezbożne narody,
tak samo każde osiedle posiada dilera i miłośników marii,
świat nie zawraca, czasami trzeba gonić nawet śmierć.

IV

Gleba pączkuje i jest kwieciście; zające, barany, kurczaki w żołądkach,
rzadziej w sercach, jednym mruczą brzuchy, innym perskie koty.
Kościół głosi ideologię cierpienia za zagubione owce,
żeby zachować równowagę pasterską, wszystko się da
uświęcić - przede wszystkim środki.

V

Żony, kochanki, prostytutki, nastolatki, czasami zakonnice
obchodzą święto poczęcia; pani Kodłowicz śmieje się z Szydłowskiej,
że jej córka puszcza się, nie wiedząc do czego służą leki antykoncepcyjne.
Dzień później odwozi syna do szpitala odwykowego,
menele spod Żabki rechoczą, że u Kodłowiczów szerzy się patologia.

VI

Lato w mieście - skwar, duchota i sobowtóry bohaterów Matrixa,
gdyby chociaż wierzyli w Trinity i Neo, ich świat przestałby istnieć
w kolorach czarno-białych, dni się dłużą od wschodu po zachód.
Sesje na studiach, na okładki wszelkich magazynów, bilboardy Intimissimi,
Calvin Klein, H & M - normalnie życie na ostrej kurwie
jak mawiają chłopaki z blokowisk.

VII

Szydłowska nie przepada za psami, tym bardziej za sąsiadami,
Jordan to dobre psisko, po prostu najchętniej zagryzłby kota Szydłowskiej.
Jestem hydraulikiem, więc przestało być dziwne, że otaczają mnie rury,
w tym zawodzie dowiesz się, że uszy posiadają wszędzie, a echo roznoszą
tak szybko, że po dwóch dniach całe osiedle wiedziało o moim rozwodzie.

VIII

Słońce wyplenia zgiełk z Warszawy, ulice nocami przedłużają chodniki,
spóźnialscy wreszcie znajdą wolną ławkę w kościele; chłopaki wpadły
na pomysł urządzenia grilla pod blokiem - kolenda, kolenda, lubisz to się bawisz.
Kodłowicz jednak nie przepada, podsłuchałem rano jak się skarżyła
na hałas, biedaczka musiała zadzwonić na policję,
więc syn wrócił do domu z mandatem wyklinając społeczniaków.

IX

Wszystko powoli wraca do normy, żyły miasta tętnią od rytmicznych ruchów pojazdów,
zmiennokształtne chmury imigrują, gołębie zbierają się w stada gotowe do odlotu,
a dzieci nie odpuszczą kasztanowcom, dopóki nie zerwą ostatniego owocu.
Grunt trzęsie się od warkotu autobusów ciężkich jak czołgi,
w kanalizacjach to się słyszy i czuje najlepiej, tutaj woda odprowadza
wszelkie tajemnice metropolii.

X

Październik zasiadł w fotelu, deszczowe igły rozszywały ziemię ze wzruszeń,
bohaterowie nowego świata szli odważnie z parasolami, aby zrealizować cel drogi.
Moja droga Alicja ma już pięć lat, ciekawe kiedy będę mógł ją zobaczyć;
niedorosła jesień przypominała ślubowanie wierności przed Bogiem,
zamierzam poprosić o wspólne święta, z niedojrzałości można przekwitnąć.

XI

Urodziłem się jedenastego listopada, rok nie ma znaczenia, ponieważ nie istnieję
w jednej wersji, nie jestem po prostu hydraulikiem, sąsiadem,
czy też rozwiedzionym zgredem, a już na pewno nie poetą.
Egzystencja wiązana z teatralnym przedstawieniem, z samą istotą przeżywania, to błąd;
Sztuką jest słowo, bez określenia istoty przedmiotu pozostaje brak zastosowania i sztuczność,
to co sztuczne staje się nieprawdziwe, mówię - stanowię dzieło sztuki oparte
na dziele sztuki, którym jest ziemia - ze słów stworzona, obdarza mnie życiem.

XII

Widok z okna stał się zimny jak metal, kryształowe gwiazdy zabielają powierzchnie,
puchate bałwany okrywają się cieniem, żeby przypadkiem nie spadła im na głowę aureola.
Rekolekcje proklamowały rodzinę i okazywanie uczuć, złożyłem życzenia Szydłowskiej
i spędziłem Boże Narodzenie z córką i byłą, a może także przyszłą żoną, to było wspaniałe,
nie upiję się na nowy rok - już wiem, na czym polega różnica.