syllabus
Dodane przez mimowolnie dnia 13.09.2010 21:28
zimna twarz nadchodzącego dnia była potokiem proroctw; smakiem ust erynii; garścią
ciemnej ziemi rzuconą na skraj; popiołem; minąłem kaszlącego karła, przeszedłem obok
miotającego biblijnymi kazaniami pedofila. krok dalej leżała kobieta na znak trójkąta;
z pękniętym krzyżem; jak gasnący skrzat wtulony w jesienne liście; czekała na znak
zaciśniętej pięści;
za rogiem wyciągnięta dłoń dziecka z zarostem brudnej ulicy i syllabusem: nie porywaj,
nie porywaj się; na świat - przychodzimy skacząc na linie; poza oceanem, poza jaskiniami;
są ludzie, którzy nie asekurując naszych wiotkich ramion szybkim cięciem odcinają nas
od tratwy - a rozdzierający trzewia krzyk wpisuje się tylko w koleinę niemej kanonady;
gdzieś nad mostem, chybotliwą kładką, która z każdą kolejną sekundą daje porwać się;
choć z grymasem proszę - nie porywaj
ten żółty za dnia świat był ogniem gorejący, nie wskazywał drogi do domu; do zielonej eire,
do zatroskanej matki. noc była roztrzaskaną potylicą; wiatr wykręconym w spiralę skrzydłem.
miałem głowę w chmurach, nogi sześć stóp pod ziemią; korowód taksówek odjeżdżający aleją.
wyobraźnię na krawędzi; ciebie, dalej; daleko poza uściskiem; pikującą w ciszę
i gasnące oczy