z zapisków Anioła Wojownika (wersja pełna)
Dodane przez rabi dnia 09.09.2010 11:13
rzekł Pan Jedyny do Aniołów swoich:
poezja istniała nim z prochu i wody powstała ludzka istota.
zaprawdę powiadam: kto z ludzi Prawdę tę pojmie
dla tego istota Anioła zrozumiała będzie.
tylko u ludzi prawda podzielona bywa na dwie
i wykluczają je ludzie wzajemnie na zatratę własną,
gasząc dar cząstki Światła jaką i Wy jesteście.
błądzą oni bowiem, ślepymi będąc i unosząc się pychą.
posyłam was zatem abyście światło podtrzymali aż do
dni końca, które wyznaczę.
Księgi Niebios:
Księga PaTronów Sztuki - 31, 14
jam jest Anioł Pana Jedynego, świetlista cześć
Boskiego zamysłu, współistotny z wolą jego,
Syn Sprawiedliwy Wierny, Posłaniec i Głosiciel
nowiny wszelkiej, która z planów Bożych pochodzi.
jam z woli Najwyższego także Anioł Zemsty i Zagłady,
który obrzydliwość i niesprawiedliwość ludzką
cierpieniem i otchłanią karze bezlitośnie.
cel misji: jak najmniej zgładzić - jak najwięcej ocalić
dzień pierwszy
godzina 47:72 czasu niebieskiego. lądowanie zgodnie z planem.
powinienem mieć chyba na imię Dyscyplinael.
wyjmuję ciężką jak ludzkie grzechy - walizkę z rynsztunkiem,
składam skrzydła, otwieram walizkę by sprawdzić zawartość:
granat porządkujący, zestaw słowny do naprawy duszy
z instrukcją posługi, gaz moralizujący; broń na dzień
ostateczny: pistolet szybkostrzelny MT-3,29, kompletnie
wyposażony karabin snajperski KP-29,7, bomba
o szerokim zasięgu AJ-16,18, oraz moje "nie ma zmiłuj" -
miecz ognisty obosieczny. zamykam zawartość.
zjadam na rynsztunku, przeżuwam, łykam tłumy
nowoczesnych ladacznic i nic tu dla mnie.
taka robota to dla Serafina z trąbką ostrzegawczą,
bez uzbrojenia, a nie dla Archanioła Wojownika.
otworzyłem butelkę - wznoszę toast za przyszłe zmiany.
zapaliłem rewolucyjnego niebieskiego dla nowego
oddechu w ziemskim grajdołku. nuda.
dzień drugi
siedzę na rynsztunku, spluwam, obserwuję, nasłuchuję,
pochłaniam rysunki murów i drzew, obco brzmiące dźwięki,
podwórkowe metropolie, dzielnice osmarkane małolatami
biegnącymi za piłką - gol prosto w okno rozbite małżeństwa
i układy nerwowe starych ludzi. nic w czym mógłbym się wykazać.
dzień trzeci
bez rynsztunku nie ruszam się z miejsca. wciąż
obserwuję, kręcę się w kółko, mam hemoroidy w myślach.
widzę(przecierając oczy gorzkim palcem wtykanym
w toksyczne sprawy)posterunek policji zgwałcony
przekleństwami, niebieski samochód niszczony wzrokiem -
mandat za bycie szczęśliwym w miejscu publicznym,
pytania o nieznaleziony rower. pogrążam się w chaosie.
grzęznę miedzy "leczyć" a "odstrzelić".
dzień czwarty
w końcu przenika mnie fala potrzeby istnienia, a poczucie
sensu nie ma końca. albowiem oto, od napotkanego,
zwykłego, zasmarkanego małolata, otrzymuję informację i opis
pojawiającego się co jakiś czas w tej okolicy, Fałszywego Proroka.
uzbrajam snajperkę. przez lunetę z łatwością wypatruję cel,
który właśnie podejmuje się niecnego czynu. namierzam,
palec gładko uginając przy spuście. nabieram wątpliwości,
by po chwili całkowicie rozłożyć się w ich cieniu.
rozładowuję karabin, sens bycia tutaj i tego kim jestem.
to nie mesjasz był fałszywy lecz informator.
nie chce mi się walczyć po nic. jakiś kolejny głupek
myśli, że prorok z rynsztoku wskazuje drogę,
podczas gdy on chce pokazać swój chory paznokieć
i wziąć na litość chwilę szczęścia. ta ciemnota
nie potrafi nawet porządnie zgrzeszyć.
zwijam rynsztunek, załamuję ręce, rozkładam skrzydła.
nic tu po mnie.