Na południe II
Dodane przez kozienski8 dnia 05.09.2010 11:25
Sto minut niebem na południe, ziemią od wschodu do zachodu,
tylko nie krótkim dniem grudniowym, lecz pół na pół dzielonym z nocą.
Na wyspie, gdzie z wysianej miarki można policzyć więcej zboża,
niż tam ziarenek piasku z arki, skradzionej dzieciom przez złe morze.

Wszystko w tym kraju było inne, a może my zbyt eksportowi,
braliśmy całą tę równinę, jakoś dziecinnie - na różowo.

W Faxe, miasteczku nad zatoką, w ogródkach tekturowe pieski
miały guziki w miejscach oczu pomalowane na niebiesko,
spasiony krasnal z pióropuszem, ostatni krzyk skarlałej rasy,
pirackie kości w miejscu duszy, bardziej rozśmieszał zamiast straszyć.

Tysiąc hektarów do stolicy, tam i z powrotem na dwie strony
każdy codziennie w myślach liczył, ile zbóż trzeba wysiać w tonach.

Pośrodku miasta park Tivoli. Gromadka mechanicznych lalek
schodzi po sznurkach z żyrandoli, ucieka w elfi świat - do bajek.
Z ziemi krasnale szaro - bure, a może tamte dzieci kwiaty
zadarły głowy patrząc w górę, kiedy wystrzelą do wiwatu.

Dochodzi północ, jeszcze chwilka, zaraz otworzy się kurtyna,
zapłonie niebo jak choinka, dziewczynki z baśni Andersena.

Nawet dla małej chwili warto, choć nie chcieliśmy stąd niczego,
mieliśmy własne psy co warczą, krasnale rodu góralskiego.
Z zatoki poznikały łodzie, znów przypomniały nam się grudnie,
czas by pomyśleć o pochodzie, jeszcze kawałek na południe.