mariges słoneczny
Dodane przez Bielan dnia 15.07.2010 07:45
Pomiędzy nieoznakowanymi oddziałami:
Szliśmy w parach bez adoracji najświętszych butów
pozwalających stąpać po ziemi; bez ognia, błota
usztywniaczy kolan, szorstkiej wody pod stopami.

Mijając dyżurkę miałem wrażenie, że piasek
sypie się z ich oczu; są rozpisani do innych prac,
obcym ciałom stałym składani w ofierze.

Było słychać kołatki w piersiach i swobodną rytmikę krtani.
Żadnych wzierników i sond, jedno spojrzenie, kilka dźwięków.

Później przychodzili ci sami felczerzy,
kradli nam ciepło z herbaty, kofeinę z kawy,
zdrapywali z szyb słoneczne plamy.

Stał tam człowiek nieruchomy od pół wieku;
kiedy przeszliśmy obok niego zaznaczając teren
kredą na asfalcie, mówił o zagubionych światach,
które chciał ukryć w kieszeniach
przed tłumem uzbrojonych przyjaciół.

Nikt nie szukał jego notatek - zamiecionych
za parawan, za którym siedzieliśmy w otoczeniu lamp.
Każdy przyglądał się swojemu szaleństwu.