kończy się tak samo
Dodane przez trebor dnia 16.04.2007 11:45
Remigiusz T. nie poszedł w środę do pracy
bo umarł. Z pierwszym tramwajem na pętli
jego żona zrozumiała, że bezruch i mdlący
zapach wynika nie z nudy trwałego pożycia
lecz ma przyczyny głębsze i daleko bardziej
ostateczne. Ubrała się na czarno, to pomaga
sygnalizować problem, i poszła budzić dzieci.
Wiadomość przyjęły z zaskoczeniem, ojciec
bowiem był człowiekiem przewidywalnym.
Rosół w niedzielę, wakacje nad morzem,
narkotyki wymyślił szatan a córka jest wciąż
dziewicą. A tu proszę - wszyscy się mylili!
Tak samo pomyślał majster w fabryce mebli,
gdzie Remigiusz T. obsługując tokarkę toczył
nogi do stołów i krzeseł. Puste stanowisko pracy
raziło jego poczucie ładu i sprawiedliwości,
kłóciło się z majstrowym pojęciem równowagi.
Dobrze się czuł pilnując, by stoły miały solidnie
wykonane, proste nogi, by mogły udźwignąć
obiady rodzinne, wieczorne kawy, senne łokcie.
Remigiusz T. chciał być aktorem i raz, podczas
obróbki skrawaniem, opowiedział majstrowi,
że czuje, że wie, że właśnie ta noga, którą teraz
podaje do lakiernika, będzie jedną z nóg krzesła,
na którym siądzie Hamlet, gdy mówić będzie
"być albo nie być" - i ta noga krzesła stopi się
w całość z udem aktora, wypełni układ kostny,
aż noga, Hamlet i krzesło stworzą idealną całość -
sam zaś Remigiusz T., obecny pośród gładkich sęków,
na trwałe wrośnięty w mocne krawędzie, stanie się
elementem krzesła Hamleta - będzie więc i Hamletem.
Na deskach teatru usłyszy brawa, brawa, brawa.
W tej scenie nie ma krzesła.