soliterowe sady
Dodane przez boz dnia 12.04.2007 21:54
pani kasia
spotkała anioła jedynego. corankami głaszcząc swoją grządkę
gdaczyła: mój ci, puci puci, koci koci, jam ci. dziękczyniła
w kulinariach i stringach. aż bajka o księżniczce urodziła bluszcz
nie wiadomo jak powiedzieć: durna, lepiej tylko słuchać
bo nie ma podręcznika z życia, całowania paraust

(jak wcześniej pani basia)
zostawia stereotyp brudnych skarpetek, uwolniona sprząta
poleruje terakotę do numeru dziewiątego, a tafla wczoraj
i jutro zanosi się od śmiechu. resztę zrobił młotek
skoro jednoczenie występuje w pochwie, a potem już tabliczka stop
na mapie z wyspami rachunków

pani basia
osądzona, z anatemą i pustą szufladą gdzie nikt
w emocjonalnym kominie spala szczapy. przez chwilę myśli
o wilgoci w duecie, wtedy dmucha w lustro. wreszcie dymi
nie szczypiąc w oczy: dom bez ścian, taka abstrakcja jak lęk przed bogiem
konieczność wyproszenia oddechu zawsze brudna na kolanach


pan jasiu
w pracowni hebluje swój profil. odpadają wióry rosołów i wspomnienie
z niedzieli, gdy powiesił palto w przedpokoju. czuwał aż kobiety dopijały
herbatę, zamykały czajnik z misiowym aromatem, co jeśli ginie, to tylko
w tłumie tramwajowym. zamknął drzwi. musiał i mógł

tak prosto można solo szumieć
w caffe przygodnemu marynarzowi i gratis zgłosić dygresję: słuchaj
jest tyle świętych miejsc, gdzie psyche może się ozdobić kasztanami
albo fizyką kwantową i kochać wszystko, jakby nikt jej nie drylował
z pestek. a miłość, cóż, zawsze gdzieś jest, wystarczy
zabawić się w grzybiarza tylko co potem, jeśli nie lubi się przetworów
ani robić ani jeść...