Elegia na koniec nocy
Dodane przez Elhana dnia 12.04.2007 08:24
Noc zawsze wpada przez okno, jej nigdy
nie trzeba się zapowiadać. Częstuję ją dżinem
z tonikiem, a ona spokojnie przybiera formę
pokoju i miesza się ze światłem,
a wtedy nakładają się na siebie kolorowe smugi
światła - istny żywioł sztuki. Zbytnio nadużywam
światła aż do późnych godzin rannych, dopóki
nie wyblaknie, uśpione łuną porannego brzasku.
Do światła lgną ćmy jak dzieci do łona matki
i nawet się nie spodziewają, że za kilka godzin
zabraknie im powietrza. Trwa conocny pojedynek
z cieniem i zanim w mojej głowie narodzi się
słowo, które ma być narzędziem tego wszystkiego,
co chcę powiedzieć, noc toczy walkę z dniem
i przegrywa. Światło blednie, padają ćmy
jedna po drugiej, zamieniam dżin na kawę
z mlekiem. Ta noc jak każda inna kończy się szybko,
nim zdążę znaleźć drogę do własnego lóżka.
Właśnie kolejna noc zapisała się na kartach mojej
historii, ta historia się rozrasta, nie przypuszczałam,
że uwięzi tyle nocy, że zużyje tyle światła, tyle butelek
z dżinem i niezliczonych stert makulatury. Odkładam
na półkę wszelkie ślady nocy zebrane ze stołu
i z dna szklanki po dżinie, niedługo znów noc
wpadnie tu przez okno, opróżni butelkę dżinu,
pomoże przejść ćmom na drugą stronę i odejdzie.
Pójdę kupić atrament do sklepu na rogu i papier
do dusznej, ociekającej potem drukarni...