Tany stepowe
Dodane przez Besserwisser dnia 23.02.2010 12:25
"Ejże, któż taki w stepowej otchłani
Duszę swą niewieścią płaczem rzewnym rani
Ano, ktoś ty, skądś ty? Młodziutkie pacholę
Urządza na bezkresie tak gorzką swawolę?
Ale! Postać twą już gorycz schyliła ku ziemi
Podziel się tu zaraz zmartwieniami twemi!
Ejże, los człekowi różne losy plecie
Ano, rzeknij słowo: gdzie twe miejsce w świecie?"

"Gdzie miejsce me w świecie wcale dziś nie baczę
Ciężko mi w serduszku i ja sobie płaczę
A choćbym się i śmiała - śmiech zawsze niezdrowy
A choćbym pląsać miała - taniec to morowy
A czasem, gdy w szaleństwie w rów robaczy runę
Targnąwszy się z lekka - pociągam za strunę
A wtedy dźwięk pusty echem się zanosi
I o dźwięk następny rączkę grzecznie prosi
Tak ona niewinna jak ziemski kamyczek
Proszona - ulegar30;chwyta znów za smyczek
A druga, już wciska paluszki w drewienko
Tak oto wychodzi z nocy smętne piękno
I rządzi mą nocą! W melodiach miarowych
Przy pląsach dziwacznych i śmiechach niezdrowych
I nikt nic nie powie, nikt dawno nie słyszał
Raz wicher się wezbrał, raz bór zakołysał
Raz licho się wzdęło, wplotło się we włosy
Coś słychaćr30;wyraźne i kąśliwe głosy!
Fantazja, czar nocy i mrok jej gęstawy
Nic ponad, stepowe, poskręcane trawy
Coś jeszcze... za wzgórzem gwałty poczyniono
Grzesznicę w sromocie gwarnie powieszono
I wisi w stagnacji, lecz wcale nie słyszy
Jak moje serduszko z bólu ledwo dyszy
A ludzi tych nie ma, wszak po tej zabawie
Część tylko ostała i zasnęła w trawie
I w nocy kie mary piersi im obsiadły
I piersi, i lica w momencie im zbladły
Co dalej? Przez mgiełkę pamiętam, słabiutko
Za jakąś przyczyną zniknęło wszyściutko
Ciała tych oprawców, tylko szubienica
Błyszczy, skrzypi dalej, a na niej martwica
Ja często tam bywam, chętnie tam zachodzę
Oczkiem po misternej konstrukcji swym wodzę
Wyborny to wieszak, ba, ona to sama
Jakby na tym stepie różowiutka plama
Choć nadal to dla mnie stepu jest zagadka
Wisielec - a skórka nadal przednio gładka!
I lico wciąż krasne! I usta, choć krzywe
Ponętne! Zdradzają krzywdy ciągle żywe
Włosy... .ach, włosy! Nie są nawet płowe
Rosną bowiem dalej - rosną, rosną zdrowe!
I wciąż milczy ze mną i ja z nią tak milczę
Gdzieś szelest, jęk, pomruk i wołanie wilcze
I czasem, to bywa, gdy milczenie męczy
Ból świata w mej główce boleśnie tak jęczy
Szarpnę raz za strunę, dźwięk w zgrzycie urwany
I dalej dźwięki same a ja z lubą w tany!
To krótko, bo oto dzień nowiutki wstaje
I luba na sztywno w konstrukcji zostaje
Pytać, czemu tutaj? Skąd przecie, dlaczego?
Nie ma w ciekawości nic, doprawdy, złego
Ale, całkiem szczerze, brak jest odpowiedzi
Ode mnie, a choćby i pytać w spowiedzi
To nie wiem! I tego, co w tym wszystkim znaczę
Gdzie miejsce me w świecie wcale dziś baczę..."

"Ejże, pojąć trudno, stepowe wymysły
Budzić mają tylko otępiałe zmysły
Toż wilki jak wyły, tak wyć nadal będą
Lasy swoich szumów pewno się nie zbędą
I będą szelesty i wicher zawieje
Lecz, pacholę, jakie w tym twoje są dzieje?
Nic to, noc gaśnie, póki mrok nam sprzyja
Niechaj się ugnie raz jeszcze twa szyja
Ułóż się ponownie i dalej, ach proszę!
Zagraj mi, przywitaj poranną tak rosę"

I wnet usłuchała, prośbę zrozumiała
Do grania posłusznie składać się zabrała
Dźwięk jeden po drugim wślizgiwać się jęły
I dziwną melodię w noc ślepą zaczęły
I tony te wykwintne w nocy rozpuszczone
Bywały w tych chwilach nieuchwytne one
Tak zatem, świat cały stepowej krainy
Pełen krwi przelanej, ciągnącej się winy
Płuca swe otrzymał i dyszał posępnie
W rytm nutek melodii granej wielce smętnie
I wkrótce historia swe koło zatoczy
I znowu w krwi brocząc zamknie komuś oczy

I poranek znowu, świat stepowy marzy
O tym, co niechybnie wkrótce się tu zdarzy
Cichy dźwięk z oddali, zgrzytanie zza wzgórza
Na ziemi okrągła rozlana kałuża
A wyżej ów wieszak; coś z wolna kapało
I ziemski kawałek krewką ubabrało
A cóż to, tam wisi różowiutka chusta
Ejże, jakim prawem? Szubienica pusta...

Tak szybko Kozacze? Po nierównej trawie?
Azali mkniesz ślepo? Z zwierza spadasz prawie
Uważaj! Już zaraz zamglone moczary
Co stępią ci umysł i odbiorą wiary
Omijasz? Wszak słyszysz na bagnach wołanie
I koniem wierzgnąwszy prosto pędzisz na nie!
I mając pod sobą niepewne tereny
Nie znikniesz, doprawdy, z zdarzeń przyszłych sceny
Już oto twym oczom istota się jawi
Co w wielkim spokoju ochoczo ci prawi:
rGardełkam użyła, bom oto zbłądziła
Którędy mnie trzeba, którędy?
Wiesz-li Kozacze, żem wszystka się zbyła
Czy weźmiesz choć na to swe względy?
Rozum i myśli rzuciłam - zbyteczne
I duszę mą kruki gdzieś dziobią
Tylkom ostawiła, w czym mi jest bezpiecznie
Choć bruzdy i szlamy to zdobią
Nie widać? A przecie - te szmaty smrodliwe
Już zaraz je zrzucam, chwileczka
Ty drgasz? Dla ciebie to może wstydliwe?
Ach, zaraz! Gdzież moja chusteczka...
Nic to, kark, plecy tak bardzo mnie gniotą
Byłeś ty kiedy na stryczku?
Oho, w oddali puszczyki już plotą
O moim ciemności promyczku...
W twe dłonie, mój luby, to wszystko oddaje
Bierzże i miej to za swoje
Już zaraz, jak rosa powoli powstaje
My gwałtem tak w tany we dwoje!"
I Kozak nie wiedział, czy koń był w popłochu
Czy go wchłonęły moczary
Sam, leżąc w nagości, rozumiał po trochu
Że piersi obsiadły mu mary


I mknęła przed siebie, tak mknęła powabnie
Ostrożnie, przezornie, pospieszno i zgrabnie
Istota niewieścia we krwi kozaczej
Biegiem swym zmęczona, niż szalona raczej
I nagle się skręca, na ziemię upada
A nad nią twarz znana rozciągnięta blada
I wilcze wołanie, puszczyki się śmieją!
I krew czyjąś z wolna do pucharów leją
I ktoś przed nią w płaczu śmiechem się zanosi
I z wielką grzecznością o taniec ją prosi
I dziwne, zgrzytliwe dźwięki samotności
Łamały w tym tańcu spróchniałe już kości
I nikt nic nie powie, nikt dawno nie słyszał
Czy skrzypki tak grały czy bór się kołysał?