Krzysztof Kuczkowski - wiersze
Dodane przez ergo dnia 14.02.2010 09:32
KRZYSZTOF KUCZKOWSKI
CZÓŁNA. SÓL
burze w kwietniu
są długie i zdradliwe
od czterech godzin falowanie
ulicą płyną puste czółna pachną
smołą i zbutwiałym drewnem
w łodziach siedzą martwe
zwierzęta o długich pyskach
świecą odbitym światłem
gaszę latarnię, patrzę jak
sznur łodzi płynie w górę rzeki
smutne ślepia wypatrują
innego światła
cierni którymi płacze niebo
Z tomu Tlen (2003)
SALOME
słońce zachodzi za morze sitowia
woda wraca do dziurawej cysterny
rzeka do wnętrza ziemi
Salome tańczy
zdrewniały stopy od bębnienia
po liliowych górach Moabu
miedź straciła blask
brzydka jest Salome
głowa proroka przetacza się
za horyzont krwawy cień
oświetla drugą
stronę świata
Salome upada w mrok nocy
jak w dłonie kochanka raz po raz
wypełnia ją gorąca
struga obłędu
Z tomu Tlen (2003)
ANIOŁ RILKEGO
straszny jest anioł
wodzony przez człowieka
na pokuszenie
groźny jest anioł
odtrącony nie wpuszczony
do komnaty serca
zatrzymany w przedsionku
anioł jest jak świeca z ołowiu
jego płomień sprawia ból
gorzki jest anioł
przychodzący z umysłu
jego słowem jest piołun
jego ciałem wodna roślina
straszny jest człowiek, który nie
miłuje i nie czuje kochania
Z tomu Tlen (2003)
TERMOPILE
Promocja w wiedeńskim
sklepie odzieżowym.
Pierwszych pięć nagich osób
otrzyma za darmo ubrania
warte 385 dolarów.
Nie bitewną wrzawą i złorzeczeniami
obrońców, ale śpiewem skowronka
zaczyna się dzień.
W hipermarketach rozkwitają zorze jarzeniówek,
kurczą się cienie na ścianach wąwozu
i nikną jak krople rosy na dnie garnka
zawieszonego nad ogniem.
Persowie nie przyszli
i jak podają poranne wiadomości – nie przyjdą,
dosyć mają własnych problemów.
Ci, co nocą gotowi byli umrzeć za Spartę,
za dnia nie wiedzą, co zrobić
z darowanym życiem.
I tak uchwycił ich fotoreporter:
nagich,
bezmyślnie wpatrzonych w przestrzeń
poza kadrem, poza życiem,
ze śmiesznie kołyszącymi się penisami
przypominającymi dziecinne
mieczyki.
Z tomu Dajemy się jak dzieci prowadzić nicości (2007)
NOBODY’S SONG
Głupi pieprzony biały człowieku
z kawałkiem metalu tkwiącym koło serca,
w garniturze kupionym w Clevland
i w okularach na nosie, przez które i tak
nie widzisz niczego poza własnym pępkiem,
na dodatek nie masz ani grama tytoniu,
nie potrafisz też odnaleźć okrągłych kamieni
przemawiających przez ogień,
nie znasz się na zielsku dającym święte wizje
ani na mowie obłoków,
nie rozmawiasz z przodkami, jakbyś nie
potrzebował ich rady,
nie potrafisz dogadać się nawet
z bratem niedźwiedziem i siostrą wiewiórką,
nie wiesz jak w puszczy przeżyć
choćby dwie doby,
nie potrafisz opatrzyć śmiertelnej rany,
nie wiesz czy jeszcze żyjesz czy już nie,
nie umiesz zbudować łodzi, która przewozi
na drugi brzeg, nie wiesz nawet czy drugi
brzeg istnieje, raczej myślisz, że jest mitem,
nie czytasz wierszy Williama Blake’a,
nie masz tytoniu, o czym już mówiłem, ani imienia,
bo to które masz, nie jest twoim imieniem.
Głupi pieprzony biały człowieku
powstań teraz i poprowadź swój pług
przez kości umarłych.
Z tomu Dajemy się jak dzieci prowadzić nicości (2007)
* * *
Tadeuszowi Różewiczowi
po to pisałem,
żeby nie mówić
nie wyjaśniać
ciemnego
ciemniejszym
od niego
nie rozmywać
konturów
nie stosować
tekstury
do śniegowej
chmury
móc do woli
zapadać
w łacinników
zaspy
w pornografów
uciechy
w miłośników
zaćmy
to ma zostać
jak jest –
bluźniercze
i święte
na oścież otwarte
na głucho zamknięte
Z tomu Dajemy się jak dzieci prowadzić nicości (2007).