Beskidzka opowieść
Dodane przez Idzi dnia 12.11.2009 06:40
Piewca Beskidów, gór pasjonat
Nam wszystkim znany góral twardy
Do Łukowicy szedł, rad nie rad,
Bo mu w Obidzy brakło farby.
Po co mu farba ktoś zapyta,
Ja z odpowiedzią zaraz śpieszę;
To nieprzeciętny jest poeta,
Bo on maluje wszystko wierszem.
Wiatr, potoki i buków mowę
I to co kocha, co doskwiera,
Tak zgrabnie operuje słowem,
Że jego obraz dech zapiera.
Ubrał się, wyszedł na podwórze,
Spojrzał na góry, przetarł buty,
A zanosiło się na burzę,
Dlatego udał się na skróty.
Z Obidzy ścieżką, potem lasem,
Ominął Wielę, Podewzorze
Tak sobie zaplanował trasę,
Że do wieczora zdążyć może.
Po drodze chwilę siadł na pieńku
Posłuchać, o czym szumią drzewa,
Potem się podniósł pomaleńku
I nasłuchiwał jak pstrąg śpiewa.
Nagle zagrzmiało, wiatr się zmienia
I deszczem siecze prosto w oczy,
Zahaczył butem o korzenie,
Wpadł do potoku, nogi zmoczył.
Zzuł buty wiążąc sznurowadła,
Przewiesił je przez lewe ramię
I ruszył dalej. Noc zapadła,
On potknął się o jakiś kamień.
Skalista ścieżka kły swe szczerzy
Na bose stopy z zimna sine
I tak się dowlókł do Szczereży
I chciał się zagrzać, zjeść jużynę.
Ciemno i chłodno, deszcz zacina,
Zapukał do drzwi pierwszej chaty,
Na stole bochen i wędlina,
Gospodarz widać tu bogaty.
Już w drzwiach, niech będzie pochwalony,
Do domowników w izbie rzecze,
Zanurza palce w kropielniczce,
Bo on wierzący chłop jest przecież.
Usiadł na miejscu mu wskazanym,
Już gospodyni kawę niesie,
Lecz drogą tak był zmordowany,
Że zasnął siedząc na swym krześle.
Lecz przebudzenie przyszło na czas,
Słońce za oknem stroi miny
I ono rytm dnia mu wyznacza,
Poezja to jego destiny.