Egzystencja kopalna
Dodane przez Krzysztof Bencal dnia 23.09.2009 19:02
Spacerowałem po mieście, aż zaczęły zapadać
klamki. Jezus jednym pstryknięciem spod cudzych rąk
malował na ścianach pierwsze freski światłości.
Mam chuja, a widzę. Nie mam jeszcze aparatu

słuchowego, a już robię głuche zdjęcia, bo wstyd.
Niektóre okna były otwarte jak grająca kartka świąteczna.
Proste ścieżki dźwiękowe, które zwykle nie wiodą
na zachód od rzymu, wówczas przecinały się we mnie, tak

jak przecina się męski zakład. Wszakże gdzie dwóch
godzi się, tam nowy człowiek już zstępuje
po schodach i puka się w czoło niczym nieproszony gość.
To może wystarczy, by potem ukazać się i zostać palcem

wytkniętym. Oto modelka koloru ziemi na wybiegu
moich myśli. Trupy, które coraz to w sobie nosi, zawsze
zaczynają kopać od wewnątrz. Najpierw są błyski fleszy
w głowie, później wywoływanie po kolei wszystkich

platońskich idei, duchów i wreszcie także własnego widma
do tablicy, jaka czasem wyświetla rozkład opóźnionych kursów.

luty 2007