skuty
Dodane przez ryba_zakonnik dnia 25.03.2007 11:28
nie gniewaj się waldek, ten tramwaj jest naprawdę mój, a reszta twoja
wsiadasz i jedziesz bo jesteś spóźniony i właściwie mógłbyś nie jechać,
ale jedziesz, bo praca jednak zając, a łowcy głów po ciebie nie przyjdą -
z czym do ludzi? za szybą migają te wszystkie rzeczy, które znasz
na pamięć, i te, które dopiero poznajesz: jakaś twarz, jakiś pies na smyczy,
jakaś pani w krótkiej spódniczce z grzywką na alfa, a obok niej facet
podobny do banderasa. współczujesz im mimo wszystko, bo komu się chce
tak rano wychodzić. ty musisz, choć nie masz psa i czujesz się dziś tak
połamany, jakby cię ktoś solidnie przetrącił, a przecież nie było nikogo
prócz łitmana, i próbowałeś nie zasnąć próbując go doczytać do końca,
nie patrząc na stendala, którego kupiłeś za 4 zeta w antykwariacie na matejki,
w całkiem niezłym stanie; i mimo wszystko nie spałeś całą noc, a rano,
kiedy rzeczy trąbiły, że to już, nie mogłeś wprost uwierzyć, że jednak
zasnąłeś, a teraz się obudziłeś, dogłębnie rozczarowany łoltem, a twoje
włosy znów zostały na poduszce, jak co dzień - za chwilę zaczniesz się golić
na pałę, udając że wszystko jest gites. no i tak, jedziesz i mijasz właśnie
pływalnię w żydowskiej świątyni, nomen omen przy ulicy stawnej, choć
obok leży żydowska - leży nie leży, nigdy tam nie byłeś, i katedra po prawej,
a za nią bezpańskie poletko marihuany - wiesz, bo poszedłeś tam nocą,
na hasło "216cmentarz" i wąchałeś te oskubane/suche badyle; ale tramwaj
się rozkręca, i na zakręcie mocno trzęsie. i wszyscy się trzęsą, cała ta ferajna,
i całkiem fajnie to wszystko wygląda, i dajesz się wmanewrować w ten taniec,
mimo wszystko, w tę błogosławioną falę, i już lecisz, leeecisz, i już leżysz
w zimnej trawie, i się zastanawiasz, co cię tam przywiodło, i co przywiodło
tego obok, co leży twarzą do trawy, i te inne rozrzucone części ciała, które
jego są; i te, które stoją nad tobą, aż tak blisko, że możesz im zajrzeć pod
kieckę - pani od alfa, a obok niej jej banderas! ona mu z kosza daje maliny,
a on jej kwiatki do wianka; a słońce ma właśnie fazę, taki szał: słońce! &
słońce!, i czujesz na wskroś uniesienie, choć ciągle jest zimno, i nie możesz
1`
się odwrócić. nie możesz wstać, ani pójść gdzie bądź, ani nic, bo jesteś
ubezwłasnowolniony, spóźniony, i skreślony, i ten tramwaj, który
nie jedzie, i nie ma już nic wspólnego z pożądaniem, i tamta pływalnia,
i tamten cmentarz, i wszystko to jakieś płytko/płaskie i nie odrywa się
od ziemi wcale, tylko szepcze, szepcze - ki diabeł się modli? za blisko!
jakby inaczej niż człowiek całkiem żywy! mickiewicz? ok. bez przesady,
ale już nie da się wyjaśnić. a ten tramwaj nie udawał, że się spieszy.
wybrano go, żebyś do niego wsiadł, i tych, którzy jakiś czas temu zajęli
tam swoje miejsca, i nie wstaną już ze swoich krzeseł, mimo wszystko.