Warszawa
Dodane przez Albino dnia 24.03.2007 09:56
----01----
wieje
starcy zgarbieni trzymają się barierek
wiatr zwiewa z przystanku krople
Karolkowa, Brylowska
Krzyżanowskiego
wstęgi śmieci
praca w USA
angielski
metodą dualną
kobieta niesie siatki z ziemniakami
staje
wiatr przykleja jej filcową spódnicę do ciała
włosy płoną
foliowa kurtka płonie
tak się umiera
na wrzody
albo raka macicy
przy Sobieskim i potem przy wiadukcie
ludzie z rękoma w ubraniach
ich strzępy w kobiecych włosach
w tramwajach
w wózkach
w dobieganiu
w naciskaniu
w cmokaniu na pieski
wszystko wylewa się
wysypuje
jakby na to się żyło
albo umierało
----02----
hospicjum
zajezdnia
Ludzie wysiadają z 712
są czerwoni
Babcia siedzi z chłopcem w słońcu
rozwija hamburgera
delikatnie końcami palców jakby w pamięci rąk
została Toblerone albo zima
stulecia
jego rude włosy są rzadkie
powiewają na wietrze jak kępy trawy
No więc hospicjum
zajezdnia
tu spotykają się
wychodzą
zwykle parami
rozwijają delikatnie swoje rzeczy
jakby to były rzeczy ostatnie
albo pierwsze
mają chude, żółte palce
i brudne paznokcie
dotykają szkła jakby to była rzecz pierwsza
albo ostatnia
----03----
kiosk z kanapkami stacje Shella
spocone kobiety i błoto
gawrony
Zostawianie tego co błyszczy:
grud ziemi
dachów niam hong baru
grabienia trawników
chłopów przy życie z menażkami
pełnymi ziemniaków
To co zostaje:
grud
dach
grab
chłop
To czego niema:
to wszystko
tłuste witryny
trawniki zawinięte w orientnapisy
wypełnione kupami
wymięte
jesionkami
spluwaniem na „niech kurwa przyjeżdża”
cmokaniem
używaniem
----04----
poranki
drżenie
jak padną urim i tummim
i czy będziemy - jak cos co rośnie - krystaliczni i czyści
czy mętni i martwi
Słońce
w kuble truskawki
na Kajki i jeszcze dalej
instytut pomnik centrum zdrowia dziecka
i podjazd
dla rodziców z dziećmi na wózkach
tutaj się czeka
ale nic nie mija
żółte społem
odzież ciążowa
kożuchy
Z dziesiątego piętra widać las
i kominy stołówki
dla małych dzieci zrobili przedszkole
pielęgniarki
mają żółte włosy zdejmują kłujące czepki
na szybach rysunki i napis
który małe języki wymawiają
"clove ydu"
w rękach
wejścia
do wieczorów z panią Krysią
do dobranocki
której się nie pamięta
do "nie ma już Łukasza"
do nocy
----05----
Żerań wschodni
czerwone silosy i błoto
śmieci
chmary ptaków
na płachtach brezentu
na wiatach
na dachach koparek
zrywają się
i tną niebo
Rembelińska, Suwalska, Rokosowskiego
kołdrę można kupić za 69,90
kobieta kuca w trawie
odsłania grube łydki
przyjeżdżaliśmy na skrzynki zrywać czereśnie
rower marki Ural leżał w łubinie dotykałaś patykiem zdechłego psa
miałaś grube łydki i wyglądałaś jak kura
gubiłaś okulary raz w miesiącu
kupowaliśmy truskawki przy Wałbrzyskej i to było
nasze trzymanie się
nasz brak
staczania
----06----
przez
Miedzeszyński, Kryniczną, Międzynarodową
słońce odbite w Wiśle
z dachu 138 spadają krople
złoto
bieganie truchtanie
cmokanie
"może pan ustąpi"
"o jezu jezu... fafik zostaw panią"
"Chwileczkę też wysiadam"
i to wszystko
Kryniczna, Międzynarodowa
matka z dzieckiem
barierki
palce rodziców dotykające czapek
wiśniowych i ostrych jak suszone czuszki
miękkich jak anyżowe cukierki
to wszystko już było
trawniki
segregacja śmieci
staruszka wrzucająca butelkę po której
ścieka
srebrzysta stróżka mleka
----07----
To podróż z tobą
przez twoje milczenie
przez twoje śliskie palce
przez chusteczki
przez wzrok który przepływa
w którym się staje na wylot
bez najmniejszego drgnienia
przez "do kogo piszesz"
"do mamy" "ale co piszesz" "jak się czuję"
przez siebie
w miejscu A do siebie w miejscu B
gdzie A było dawno
a B jest martwe i mętne
gdzie albo się spada labo trwa
gdzie można wyjść z psem na spacer
przywiązać go do drzewa
i bić