Wiersze podprogowe
Dodane przez Franko dnia 22.07.2009 12:29
Jarocin. Dzień drugi. Namiot.
Szaman ogłosił rozejm i podał mi wodną fajkę.
Nie potrafię palić wody. Mogę ją gotować,
przenosić w sobie, pluć. Nauczył mnie
jak używać płuc i robić znaki dymne. Chwilę później
namiot opanowały przeźroczyste ameby. Powiedział:
"Bądź w każdym razie, choćby z ziemi wyrosły ręce
bez owoców i liści a drogę kadrowały klatki filmowe.
W piersi nóś to samo serce, na języku węża
a w kieszeni trzymaj nóż - w razie gdyby zawiodły cię
powyższe wskazówki."
W moich dłoniach spał czarno-biały kot. Ciężko zniosłem
ślinę ssaka na kciuku. Opuszczając namiot prosiłem
szamana: "Powiedz kobietom, że wychodzę. Szesnasta,
to pora łowów. Mam coś na oku. Chcę się temu przyjrzeć
i zabić. Chcę zabić, choćbym później musiał
kopać sobie dół." Nie uszedłem głębiej,
jak dwie stopy.
Jarocin. Dzień trzeci. Deptak.
Odcisk na stopie, po którym sam sobie depczę. Przyspieszając
gubię czerwie z cienia. Mijam twarde kry krawężników. Podglądam
mknące paski po asfalcie. Błogosławię gościa,
który wskazał mi ten skrót, lukę w kluczu, dziurawą klamkę
w szklanych drzwiach. Dzwonek do drzwi
mógłby teraz załatwić wszystko
albo mnie zgubić: skruszyć źrenicę Judasza, w zwarciu
wyiskrzyć Iskariotę (patrona namiętnych pocałunków
w gejowskich zaułkach). W ślinie mam tytoń
i kilka bąbelków tlenu. W pępku kulkę bawełny. W domu
wejście i wyjście i wgląd w prześwit. I cokolwiek
wyrzucone za siebie, wracając, odnajduję przed sobą - udeptane.
My own private Jarocin
Załóżmy, że tworzymy tę przestrzeń na własne
potrzeby. Znikają domy i bloki, markety,
rondo, lasy, parki i skarbczyk. Ulice tracą kontakt
ze stycznością a mieszkańcy gnieżdżą się
już tylko w naszej wyobraźni. Załóżmy,
że tego miasta nigdy nie było. - Żadnego
dowodu na mapie, na zdjęciach; czy choćby
w pamięci. Nic, co wcześniej. Wszystko
od nowa. Od teraz. Załóżmy
że na tym etapie idzie nam
całkiem nieźle. Przestrzeń
jest biała. Białe jest gładkie
i nic nie znaczy, zupełnie
jak my - bez problemu
wtapiamy się w tło. Załóżmy,
że nie ma już wyjścia. Wchodzisz
w to?