Bezimiennie
Dodane przez rena dnia 22.06.2009 17:50
Był wieczór wietrzny i spłoszony. Zbierało się na deszcz.
na żółtych i mdłych horyzontach porządkował się już dzień
do odjazdu.*
peron po zmroku jest jak dom towarowy po wyprzedaży
resztki wyłażą z zaułków. deszcz wciąż pada,
za plecami pachnie grzybnia i trzeba odejść.
zawiadowca drętwo przekłada termos z torby na peron, semafor
zapowiada kolejny etap: masz bilet jesteś wolna.
stoję i czekam, spokojnie jak nigdy dotąd rysowane szlaki
których nie odkryje relanium
uzależnia - wiem, czytałam ulotki, uzależniam od siebie
tory idą parami, parą wiatr podwiewa sukienkę -
czuję chłód.
mogłam posłuchać Zbyszka, zabrać ze sobą coś ciepłego
jesień to szalik, powtarzał zanim zmarł na zapalenie płuc.
ja zapalam papierosa i opierając się o pierwszą zapowiedź,
szukam ciepła.
ręce w papierosie, w kieszeniach, walizka obok i zapach jagód
których nikt nie zbiera w lesie,
rosną w słoikach, przy drodze, wystarczy mieć samochód
- śmiał się Zbyszek gdy szłam drogą, polami
brązowego cynamonu; pałeczki, takie śmieszne, zwijane
w sklepiku starego Szulca
zapach był bardziej kuszący niż kadzidło.
Zbyszka nie ma a ja czekam na pociąg
tory idą parami idę sama. pociąg cynamonu do jagód- powtarzał Zbyszek
wieczór był wietrzny
spłoszony
______________________________________________
*Bruno Schulz