through the maze
Dodane przez Wiktor dnia 07.05.2009 11:01
witaj, Mario. trochę się tutaj zmieniło, jak widzę, ale czemuż się dziwić
skoro cały ten wielki czas przepłynął przez kamienie i drzewa. zrozum

ja tylko na chwilę, bo chciałbym żebyś wiedziała że jestem już dużym chłopcem
to jest metr siedemdziesiąt z okładem. dużo, prawda? wyobraź sobie te siedemdziesiąt kilo

mięsa i kości w łóżku z kobietą, albo z papierosem przy stole. jakie to dziwne. mam złe wieści
Maryjko. nie ma już Piotra, ale nie martw się. pochowaliśmy go w miękkiej, ciemnej ziemi o słodkim

smaku. na pewno mu się tam spodobało, bo wkrótce zauważyliśmy białe, łykowate pędy wyrastające
z miejsca gdzie zakopaliśmy ciało. wiły się wokół okolicznych drzew albo pełzły nisko, przy ziemi

ślepe, ale nieustępliwe. cieszyliśmy się, bo to było trochę tak jakby coś z głębi Piotra znów było miedzy nami.
Piotr umarł na wiatr i na deszcz. na wodę i ogień. na ludzi, chmury i drzewa. umierał całymi latami, dopóki

jego wymęczony organizm nie ustąpiło pod naporem tak wielu śmierci naraz. w każdym razie, zostałem sam. zazwyczaj
siaduję na balkonie i obserwuję jak ostatnie promienie słońca zmieniają obłoki w krwawą falę, ciągnącą za sobą ciemność

nocy. jestem już spakowany, jeżeli wiesz o co mi chodzi. czekam. pamiętam, jak zabrały cię przeciągi i suchy, ostry
kaszel. zimna dłoń matki na czole. byłem czarnym i nieruchomym ziarnkiem bólu. wyrosłem duży i silny, Mario.