W pamięci zamykam wspomnienia.
Dodane przez Ryszard B dnia 09.03.2009 16:52
Z cyklu Neu Dorf

Błękitne kafle znały przeszłość. Jeszcze nie tak
dawno z trwogą w oczach z trudem zamieniały
Mein Kampf na ciepło. Teraz Robotnik
jasnym płomieniem obwieszczał
nowe czasy. Pewnego zimowego poranka,
na tej ziemi cichym krzykiem obwieściłem
- jestem. Obok cziornyj kot miauczał
po naszemu, a ja nie rozumiałem
języka doktora. Chudzina taka ,
biedotach nie dożyje jutra - jojkała
ciocia. Hajda stąd - haluknął dziadek
i zatrzymał zegar

Wspomnienia wpiły się w pruski mur.
Pod dotykiem rdzawo-pomarańczowa
cegła zamienia się w proch. Niczym
liszaje z elewacji zwisają kożuchy
tynku. Podszyta wiatrem brama trzęsie się
ze starości. Panie, co pan widzi fajnego
w tej poniemieckiej hadrydze. Lubię ten
wschodni zaśpiew, który zgubili rodzice
w cesarsko-królewskim mieście. Ta jojku ,
nu przecież ja pana znam , oouo od
takiego małego gnota. Aliż był z ciebie
kindrus. Nad cień ściętego przed laty
kasztana napłynął zapach dawno
wyciętego jaśminu. Pod stopami
zmurszałe liście mruczą znajomo.
Pamiętasz.

W kącie stała stara trymutka
z zerkałem załzawionym czasem,
jako obyczaj każe zasłonięta białą weretą.
Na szerokim poniemieckim łożu
paradnie ubrana ciocia Janka kolorem
twarzy konkurowała z palącymi się
świecami. Znacząc znak krzyża
co po chwila wchodziły sąsiadki
i całowały ją w rękę. Statecznie
cofały się do tyłu niczym ósemka
na mijance w Borku Fałęckim.
Potem zbite w gromadę niczym
stare gawrony cicho fafrały
koło zimnego pieca. Bidula
tak młodo umarli. Nu czemu
siłowała się z hajcownią. Teraz
to ona już wanderuje po niebieskich
łąkach, ale co z tym malutką niunią będzie.

Dziunia kurczowo trzymając się spódnicy
Mamki wrzeszczała jak oparzona.
Nu ojca nie poznała, już nawet płacze
po krakowsku. Zapach kiszonek drażnił,
już bardziej lubiłem smród huty. Ho, ho,
aliż urosłeś, piec trzaskając snopem
iskier znajomo zamamrotał. Zestarzał się,
pękł i lekko pochylił się do przodu
jak dziadek. Wtedy ciocia Janka
niczym anioł sfruneli z fotografii
na papyndekli. Tęsknym wzrokiem
wpatrywała się w swoją córeczkę.
Dziuni pypka wypadła z usteczek,
a błękitne oczy rosły jak słoneczniki
i zobaczyły światło.

W ściśniętej dłoni zatrzymuję garść
ceglanego prochu. Na granatowej
karoserii zostaje ślad. Ruszam
w pamięci zamykając wspomnienia,
a sznadaławy pies ujadając biegnie
za samochodem.

Pęd powietrza rozprasza drobinki
ceglanego prochu.