kiedy liżę...
Dodane przez lila dnia 05.03.2009 13:33
kiedy liżę twego ptaka, co tak rzadko mi się zdarza
jego prężność, sztywność, rozmiar cały umysł mój poraża
wnet to wszystko co tak wiernie w dzień układam w swoich myślach
ginie, niknie bezpowrotnie wobec siły ciał jamistych
cała wiedza i logika, to co w niebie i pod lupą,
kwarki, gwiazdy, mrówki, słonie stają się wnet jedną zupą
ta na gazie się przypala bo nic wiecej się nie liczy
byleś szybciej, byleś mocniej doszedł aż na same szczyty

kiedy liżę twego ptaka...

nic to, że przez pile, fimbrie, pokładełka, nogogłaszczki
u bakterii, żuka, stonki, u kondora, małpy, płaszczki
samolubny i zuchwały nasz materiał genetyczny
sam wytworzył tę strukturę mężną i majestatyczną
co tam darwin, ewolucja, prawa, wzory - walę wszystko
dzisiaj jestem fetyszystką, kabalistką i sofistką
kilodżule wraz z materią się skupiają w jednej formie
czakrę czakr i czakram świata dziś ujmują moje dłonie

kiedy liżę twego ptaka...

amok, obłęd i splątanie moim całym ciałem rządzą
jaźń wyparta jest gwałtownie jedną materialną żądzą
byś jak dąb jak jesion mocny urósł wielki i wysoki
by wydobyć z ciemnej próżni jasne życiodajne soki
drży już, rośnie i pęcznieje, obwód dawno zwielokrotnił
ja przechodzę w ruch odmienny, śmiały, posuwisto zwrotny

dusza moja razem z ptakiem wprost ku niebu ulatuje
ściskam czule twoje lędźwie, mruczysz, stękasz i szczytujesz

kiedy liżę twego ptaka...