"Powrót człowieka"
Dodane przez turpi dnia 19.02.2009 16:42
Duszo, co w ludzkim żyjesz ciele
Co grzęznąc w grzechu, cierpisz tak wiele
Jesteś jednym ze znaków co łączy
Nas z Bogiem, Ojcem co jest w Niebie
Co nie pozwoli aby zniszczyć Ciebie
Oddać Szatanowi On Cię nie wykończy
Tyś naszym światłem i naszej wiary
To dzięki Tobie Bóg śle nam dary
Których człowiek i rozum objąć nie jest w stanie
Przez to odrzuci, zagłuszy sumienie
Wybierze drogę ku złu i cierpienie
Nie zbudzi go wtedy na puszczy wołanie
Lecz idąc usłanym kwiatami gościńcem
Grzęznąc brnąc między bagnami
Nie widząc wokół nic prócz rozumu drogi
Kiedyś uklęknie, przejrzy jaki jest ubogi
Powróci przez ciernie spod bramy z krwawego kamienia
Za którą straciłby szansę zbawienia
Odkryje dobro i zło, tego świata znaczenie
Oczyści z grzechu wszelkiego duszę zranioną
By łaskę przyjąć błogosławioną.
Tam gdzie słońce zachodzi przerażone
Gdzie Księżyc blady chowa się za chmury
Gdzie każdy liść, roślina, zwierzę, ktokolwiek, zastraszone
A Szatan śmie panem zwać się - gdzie góry
Zdobią proporce zakrwawione - Tam
Żyją ludzie, przechodzą przez mury
Rozsądku granice, Tam zapisane były
Pożółkłe stronice , Tam wilki zamilkły
Fantazji nigdy nie puszczano wodzy
Gdzie Rozumowi postawiono posąg
A obok Pieniądzu. Dlaczego i po co?
Czyż rozum pieniędzy nie dał nam w darze,
Tam w czarnym lesie, błysnęła strzała
Błysk jasności romantyzmu strzała
Obudziła w duszy sumienie
Co zbudziła? W człowieku sumienie...
Na polanie, która w lesie myśli
Świeci jasnością niezwyczajną , niedzisiejsza, ona
Gdzie płonie ogień, w ludziach ogień, którzy przyszli
Dzisiaj otworzyć swoje sumienia i dokonać
Wielkiej przemiany z maszyn w ludzi
Lecz nie wystarczy, By wyjść tylko i walczyć
Trzeba mieć ogień w sobie nie żar
To nie jest taki sobie bar
Gdzie można przy kieliszku utopić zmartwienia
Zmartwienia? Może raczej resztki sumienia
Szara rzeczywistość, ta która nas otacza
Nie zapomni, nigdy nie przebacza
Tak nie uwolnisz się od niej bez walki
Jeżeli w sobie ogień nosisz, jeśli ogień
Święty ogień pokuty, choćbyś był bez szans
Nie załamuj się, nie wierz tylko w rozum
Przyjdź z nim na polanę
Na polanę, która w lesie myśli
Świeci, jasnością niezwyczajna, niedzisiejsza, ona
Gdzie płonie ogień, w ludziach ogień którzy przyszli
By osądzić czas i wiek,
Co on przyniósł, co im dał
Może przyniósł tylko czek
Marnych groszy, nędznych ciał
Cierpienia nienaturalnego
Przyszli by osądzić ludzi złych
Którzy utopili dusze w bagnie grzechu
Tych co przedstawia sobą, On z tych
Co dotarli do życia brzegu
On dotarł do życia bram.
Jak łatwo można stracić radość życia
Nigdy nie dowiem się jak szybko, jak?
To nie jest dziełem kilku chwil
Jak zagubionej drogi smak
Myśli poukładanych rozumie mój - tobie brak
Refleksji dar przychodzi, gdy picia chęć
Zawładnie rozsądkiem, zagłuszy duszę
Czy tak zawsze musi być, czy musi
Przez wszechobecną mamonę, wieczny pęd
Ludzie ślepi stali się i głusi
Na rozsądku głos, duszy głos
Sam nie wiesz ile w tobie zła
Usprawiedliwiasz sumienie siłą
Brak ci wiary, musisz ją znaleźć sam
Nawet przyjaciel nie jest w stanie
Przejrzeć twoje zło, lecz jego wierny pies
Pozna, przez instynkt, który człowiek
Zastąpił rozumem. Pozna i zagryzie na śmierć.
Jak łatwo można stracić radość życia
Powiedz dlaczego tak się dzieje
Gdzie dusza, Ta która nie jest do zdobycia
To dla mnie, dla mnie kolejna cegła w murze
Którego nie rozbijesz głową
Który zamyka - z żalu chce się wyć
Lecz nie mogę stracić nadziei, Nie !
Ale bez pieniędzy i władzy lepiej niż zgubić duszę.
Niezrozumiały potok słów zalewa umysł mój
To przyszedł koniec, Nie to początek znów
Czas przeniknąć otaczający mur.
Błękitne Niebo, czy Cię jeszcze zobaczę
Powiedz ile to jeszcze będzie trwać
Czy będę mógł - Czy sobie wybaczę
Czy nie będę z bezsilności włosów rwać
Patrz, czy Ty widzisz to co ja
By powrócił jasny wzrok, duszy blask
Musisz umrzeć, by narodzić się znów
To słyszę by narodzić się znów
Dlaczego to musi być zapomnienie
Ogień, to płonie myśl płonąca myśl
Biegnie przez ciało me, do Ciebie
Chciałbym spotkać, spotkać siebie
Czy dane będzie mi całować wiecznie
Twe usta, Twe ciało, Moje kochanie
Gdybyś wiedziała jak ciebie potrzebuję
Szczęśliwe chwile, ile dałbym za nie
By powróciły razem z Tobą, tak ciebie potrzebuję
Błękitne Niebo, czy Ciebie jeszcze zobaczę?
Powiedz ile to jeszcze będzie trwać...
Chcę przerwać milczenia grubą, grubą nić
Czy uda mi się grzechów wieki kiedyś odkupić
Brnę po drodze, grzęznąc znów
Ma dusza woła pomocy resztami sił
Powiedz coś do mnie, powiedz, mów
Jedne Twe słowo, bym mógł otworzyć oczy
Otworzyć oczy zamknięte przez rozum
Oczy serca, zobaczyć gdzie zmierzam
Dokąd prowadzi ta droga!
Dokąd prowadzi ta droga?
Dokąd ona prowadzi
Czy znajdę Ciebie
Czy uda się
Przemów, choć słowo, westchnienie, gest
Przywrócisz mi wiarę, ale gdzie ona jest...
Przez życie idzie się jak przez las
Dziki las i okrutny
Z przeciwieństwami zostajesz sam!
By przezwyciężyć je trzeba siły i wiary
Wiary co uzdrawia chorych
Wiary, co wspomaga biednych
Wiary, którą otrzymaliśmy od Boga
Gdy zostajesz sam, powinieneś cieszyć się
Przemyśl swe życie, podsumuj je
Ile to razy nienawidziłeś
A ile razy ciebie nienawidzili
Ile razy cierpiałeś
A ile razy przez ciebie cierpieli
Czy szedłeś drogą prawdy
Czy szedłeś jej drogą?
Wiem jak boli, pali od tych słów serce
Nierozważny gest
Wiesz przecież jak jest
Tak niewiele brak
By zdradzić słaby punkt
Bezlitośnie wykorzystują go
Wiem jak boli, pali, od tych słów serce
Słów co są gorsze niż ogień
Gdy stracisz twarz
Zostaniesz sam
Nikogo nie zainteresuje
Dlaczego tak się stało
Wiem jak boli, pali od tych słów serce
Czy wyobrażasz sobie tłum
Tłum w którym jesteś sam
Czy przyjdzie czas
Gdy oślepi blask
Zaćmi, zapali ogień wiary
Przepędzi nocne mary?
Czy przyjdzie, przyjdzie czy?
Przez życie idąc wytrwałym być trzeba
Nie tracić nadziei na dojście do Nieba
Gdy oskarżą cię, Nie broń się
Prawda i siła nie zawsze idą razem
Ty już rozumiesz to
Nie uciekniesz, nie od przeznaczenia
Jeśli masz umrzeć to już czas
Masz szansę jedną na sto
Że zrozumie cię ktoś
Gdy zostaniesz sam powinieneś cieszyć się
Rozważaniom poddać duszę
Przemyśl, oczyść z grzechu ją
Czy szedłeś drogą prawdy?
Czy szedłeś jej drogą?
Ciemna noc, księżyc śpi
Po drodze idzie ktoś
Dla kogo nie istnieje dzień
Dlaczego tak poświęcił się?
Czy może zmylił drogę?
Straszny czas
Gdy nocny mrok zatrze wyraźny kształt
Człowieka rozum dobry jest w dzień
Gdy noc, gdy mrok on się gubi...
Mamony dźwięk kieruje nim
Kim jest człowiek, jest kim?
On już nie wierzy
Trzyma go strach
Boi się śmierci
Nie patrzy na czas
Jest pewny, że mało już go ma
Czy zmylić drogę
Straszny czas
Miarowe kroki ścigają go
Wyrzuty sumienia To
One zabrały mu To
Do czego dążył całe życie
Spokoju, spokoju pragnie
Kary za grzechy się boi
Zniszczył człowieka i jego duszę
Pytasz kogo? Dlaczego to zrobił
On siebie zabił
To ... Ale ja muszę
Już kończyć, dzień wstaje
Kur zapiał słońce wyszło na żer
Nie jest to zwykłe słońce
Ono nie grzeje
Ono spala
Spala by popiół
Się unosił
Walki czas
Wojny czas
Woła zło
Dlaczego to
Tak długo trwa
Nie oddawaj duszy!
Walcz!
Walcz.
Walcz?
Z Pokusą
Zabrakło słów
Został już tylko język dusz
Język dusz
Słońce już zaszło
Ciche westchnienia świadczą
Że wszystko stara się tylko być złe
Walka? Nie! Pokój
Pokój ludziom, ziemi
Wszystkim
Niech przemówią niemi
Zaśpiewają bliskim
Pieśń pokoju, radości
Gdy człowiek w drodze
Zmęczył się, przysiadł
W dali ujrzał coś i zbladł
Coś wstrząsnęło widać nim srodze
To już blisko
To niedaleko
By Życia Bramę
By Bramę Życia
Przekroczyć mógł
Dusząc rozsądku rozdrażnienie
Chcąc utopić sumienie
Biegł coraz szybciej
Szybciej przekroczyć
Nie dać się teraz przez nic zaskoczyć
To czego pragnął
To czego szukał
Jest już tak blisko
Już niedaleko
By Życia Bramę
By Bramę Życia
Przekroczyć mógł
Już jest przy bramie
Lecz serca drganie
Nogi jak z waty
Myśl w mózgu mknie
Co się też stało?
Czy mu się zdało
Czy oślepł nagle
Stanął i klęknął
Ujrzał swe grzechy
Swe życie całe
Wszystkie idee, o - jakie małe
Były tak puste i martwe
Padł na kolana
Długo się modlił
Gdyż duszy swojej nie zdołał zniszczyć
Odrodziła się na nowo
Powrócił drogą gdzie zło uczynił
Roznosił miłość
I radość życia.
Duszo co żyjesz w ludzkim ciele
Co walcząc z grzechem, cierpisz tak wiele
Jesteś jedynym znakiem co mówi
O naszym Ojcu, co jest w Niebie
I nie pozwoli by zniszczyć Ciebie
Wśród licznej trzody żadnej nie zgubi
Tyś naszym światłem i naszej wiary
To dzięki tobie Bóg śle nam dary
Których choć człowiek objąć nie jest w stanie
Choć to odrzuci, zagłuszy sumienie
Wybierze drogę - drogę cierpienia
I gdy nie zbudzi go na puszczy wołanie
Przemierzając drogę usłaną kwiatami
W zaślepieniu brnąc między bagnami
Przejrzy, uklęknie, będzie błagać
By raczył mu darować Pan nasz Ojciec
Odkryje zła i dobra tego świata znaczenie
Oczyści z grzechu swą duszę zranioną
By łaskę przyjąć mógł błogosławioną.