Dramat Zimowy
Dodane przez Jerzy Beniamin Zimny dnia 18.01.2009 18:08
xxx

Tutaj jest styczeń, śnieg i mróz.
Ja bez ego, tylko reszta mnie poukładana
w wersy. Na kanwie, która chodzi za mną z laską.
Krok ma nierówny,
nie równa do szeregu.

Wcześniej błyska lampa, myśli
rozpruwaja spokój,
coraz bliżej niewidocznej skarpy,
piasek stepowy nadziewa wiatry,
luźne formy prawdy przekłuwane oddechem.

Gdy się spóźni tętno, mrok nabiera pędu.
Juz ściana ma oparcie w moich plecach.
Stolik mniej chwiejny od wzroku.
Na co czeka puenta, aby mnie wyręczyć.
To już nie wyrok, to na wieczność sufit.


xxx

Nie umarłem. to znaczy że już nie żyję.
Umiera się powoli,
z każdym słowem i łykiem kawy.
W samotności albo z poduszką pod głową.
Z dobrym wierszem,
co nadstawia prawy policzek i łzy trzyma na wodzy.

Jest moja głowa na miejscu
skąd widać nadchodzące pociągi.
Spóźniają sie tylko sezonowi, tułacze własnych klęsk.
Oni listek laurowy widują na skroni śmierci.
Wolę być w poprzek słowa, leżeć tam
gdzie odpowczywają poeci, w cieniu innych cieni.
Jak już światło to z gąsiora,
a dzień prosto jak leci, wystrzelony z procy.
Kamień, który szybuje to istota.
Półwytrawne życie, ech, co tam. Wiara
w barowe zaplecze. To jest to nakrycie.
Całe niebo podziwia otwartą głowę. Cud, że
trafiam myślą. Się wie, Się nosi, Zrzuca się. Słowa.

17.01.2009