BLIZNY
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 00:00



już bielutkie jak nitki strzępiące się
na prześcieradle,
zapamiętałem, tak jak nosowe mon frere.

Śnieg też utkwił w pamięci,
kawał lodu właściwie,
można by się w nim przejrzeć,
gdyby tak nie zniekształcał.

I okno – to ważne – całkiem otwarte.

Zapamiętałem gołębia na sąsiednim
parapecie, o którym pomyśleliśmy,
że jest kamerą i śledzi nas mozolnie
i przaśnie, wysyłając do gołębiego
nieba co pikantniejsze kawałki.

A ptasi widzowie pomstują
na nasze zezwierzęcenie, i to
że w ich oczach jesteśmy martwi,
przywiązani do siebie i nadzy;

później deszcz go spłoszył
i wybuch wulkanu w telewizorze.
Byłoby dobrze gdyby został,
ślad byłby wyraźny, a tak z
pamięci wyłaniała się stróżka potu,
kamień który przeleciał przez rynnę
z wielkim rumorem, i pranie które łopotało
jak flagi przy państwowym święcie.

Szum wody, już później w nocy,
myśl o kukiełkach i kukurydzy,
wszystko namalowane na tekturze,
pornograficzny komiks pod powieką.