MAT O BRZASKU
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 00:00



Wypiliśmy trochę, wiec zaszło słońce.
Przed przejazdem kolejowym ustawiona szachownica.
Dróżnik jak kot. I gubiłem się w zakurzonej szybie
sądząc, że ty się odbijasz, nie ja.

Resztę milczenia we mnie otwierał ten widok:
taksówki ciągnące pod górę, wyjące jak w procesji,
przy każdym zakręcie.
Mówiłem ci:
święto ciała zaczyna się o tej porze,
włosy stroszą się i elektryzuje skóra.

Kto posłał te metalowe chrząszcze, ażeby błądziły
po wąskich drogach? To jedynie cię zajmowało:
ruch skoczka i przegrana, za pierwszym razem
przełknięta jak zimna herbata.

Tego się spodziewałem.
Ryku silników, powolnego dudnienia, kurzu na wargach.
Mówiłem, jadą z pobliskiego miasteczka,
mówiłem, oczyść się, rękawem przetrzyj, albo
wstań i umyj.
Odpowiedź zawsze była ta sama.

Świecisz w ciemnościach chłopcze,
masz mata.