STACJA WROCŁAW. KIERUNEK PÓŁNOC - GDAŃSK.
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 00:00
Wystarczy być kliszą. Poszatkować świadomość na stopklatki; amputować wrodzoną tendencję do trzymania się ciągłości samego siebie. W imię tej ciągłości snują się ciągle z amputowanym wzrokiem. Patrzą a jakby nic nie widzieli. Przystaję w ukrzyżowaniu ludzkiej rzeki pod tablicą odjazdów. Obok oprawcy będą wbijać kolejne hufnale reklam w cielsko dworca. Za słabo ten cały interes trzyma się kupy; ciała żebraków lewitują po nocach; mimo woli odklejają się od ścian. Na telebimie klasyka debilizmu w pigułce. Reklamy przetykane niusami z ostatniej chwili. Wszędobylska jak zbity pies Czeczenia konkuruje z żyletkami i osteożelem doskonałym na zrosty. Herling - Grudziński na łożu śmierci, już z zupełnie innego świata pomiędzy reklamą posesji w Gdańsku a obuwiem, które jest tak bardzo seksy. Chyba zaczyna się obłęd. Szyny przemierzone w ostatnim roku odginają swoje podłużne cielska od gruntu, wiedzione nieprzepartym magnetyzmem rwą z wyciem i ujadaniem do mnie. Tu jestem. Pod zapomnianym „witamy we Wrocławiu”. Szczęk, stukot, szum, grzechot, jęk, krzyk, szept, rechot, klekot.
Stop. Klatka.
Wystarczy być kliszą, by móc w pełni uczestniczyć w chaosie. Liniami papilarnymi wyciekają resztki świadomości. Zostaje tlenek srebra. Milczenie.
Utleniam, wywołuję, naświetlam.
Wychodzi ze mnie niezły negatyw.