W zadumie
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 00:00
Porą wieczorną, gdy padła już rosa,
chłop polski raz przyszedł pod pomnik Witosa.
Stał nieruchomo, pozycji nie zmieniał,
żeś nie mógł rozpoznać, który z kamienia.
Jeden potężny na wielkim cokole,
a drugi zbolały zaszczuty na dole
patrzył milcząco, pokornie, nieśmiało,
aż wreszcie coś pękło, to co nabrzmiało.
Piersiami szloch wstrząsnął, zadrżały wargi
i głośno zapłakał słowami skargi :
Szlochając żale wyłuszczał powoli
nad polską historią chłopskiej niedoli.
Ten Lud pracowity, o chleb zatroskany
swą ziemię już rosił wielokroć łzami.
On trwał bohatersko w swej roztropności
i bronił przed groźbą utraty własności.
Przetrwał więzienia, kołchoźne szykany,
zniósł pogardliwie kułackie miano,
przeżywał losów kolejne twarde,
w nagrodę najczęściej odbierał pogardę.
Harował w warsztacie pod polskim niebem
za wszystko odpłacał uczciwym chlebem.
Aż wreszcie „wolność !” naród zawołał.
Chłop z ulgą odetchnął, pot otarł z czoła,
śpiewał z radością, że byt lepszy nastanie
„Ojczyznę wolną błogosław nam Panie”.
Lecz radość zmieniła się w szarość ponurą,
Znów chłopskie niebo pokryło się chmurą.
Chleb polskich chłopów się spotkał z pogardą.
Chłop poczuł na sobie znów rękę twardą.
Ten pracowity, uczciwie chwalebny
we własnym kraju stał się niepotrzebny.
Więc szedł w delegacjach z żalem i prośbą,
próbował rozsądkiem, perswazją i groźbą.
Wskazywał, jaką zadano mu ranę,
lecz wszystko to było jak grochem o ścianę.
Więc polski chłop idąc za swoją sprawą
żelaznym murem stanął pod Mławą.
Z ciężarem życia w nadziei ginącej
jak jeden mąż zgodnie stanęły tysiące.
Tak stali na drodze zgnębieni w rozpaczy.
Niech naszą krzywdę świat cały zobaczy.
Lecz zamiast się wsłuchać w głos braci Polaków
Rząd posłał w pośpiechu zbrojnych żołdaków.
Tu ręce o pomoc się wznoszą do Boga.
Na lud policję ? Tak jak na wroga ?
Więc chłopi ponownie uparci w rozmachu
zebrali się tłumnie w warszawskim gmachu
A rząd zasadę wolności znów złamał
i kazał wyrzucić za kołnierz, jak chama.
Gorycz bez granic boleśnie rosła,
gdy pohańbiono chłopskiego posła.
Tak chłop ten się żalił z boleścią w duszy.
Z nadzieją, że serce spiżowe się wzruszy,
a Witos pod wpływem tych żalów się zmieniał
i poruszyła się postać z kamienia.
W słuch się zamienił ten człowiek z dołu,
bo zaczął mówić Witos z cokołu.
A mówił twardo, głos swój tak zniżył
aż echo się uniosło po placu Trzech Krzyży.
Mówił spokojnie, bez euforii:
na sprawę chłopską spójrz okiem historii.
Jam goił, jak mogłem, tę chłopską ranę
wśród cierpkich okrzyków „przecz z rządu z chamem”
Za miłość do chłopów, za prawdę, ojczyznę
ja „twierdzy” wyrytą na sercu mam bliznę
i proces brzeski mi życie przesłaniał
i pięć lat bolesnego gorzkiego wygnania.
A jam ten lud chłopski gorąco tak kochał.
Tu głos się załamał i Witos zaszlochał,
lecz duszą chłopską, twardą, upartą
wiem, że dla chłopów poświęcić się warto,
więc nie skarż się dłużej, żal Twego trudu.
Idź i stań lepiej na czele ludu.
Swe posłannictwo sprawuj z godnością,
a lud swój kochaj prawdziwą miłością.
I jednocz chłopów, bo są rozproszeni,
to przecież synowie są jednej ziemi.
Chłop silny niech stanie razem gromadnie,
wytrwale powstawaj, jeśli upadniesz.
A dalej do chłopów już głos grzmotem toczył:
odrzućcie złudzenia, przejrzyjcie na oczy.
Te usta kamienne bez przerwy mówiły:
ile waszych – tyle chłopskiej siły.
Żelazna prawda w dzisiejszej jest dobie
głosując na chłopa pomożesz sobie.