Przedostatnie tchnienie. Pierwsza strofa...
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 00:00


miała być optymistyczna i pełna nadziei. Mogłaby być nawet lekkim
prześwitem nie wiosennego słońca czy delikatnym powiewem wiatru
marszczącym skórkę na naszych wargach. - - Mógłbym siąść na krawędzi
naszej świeżo malowanej ławki- - ty naprzeciwko i tak byśmy mogli patrzeć;
może bezmyślnie trochę- - ty zostań żaglem dryfującym
przy bezwietrznej pogodzie, ja będę albatrosem, tyle że w kokonie, i zrobimy,
że kiedy mnie muśniesz wargami, ja powrócę do życia tutaj... Osiadam
na topmaszcie. Nie dotykaj
jeszcze.

2.
Wszystko co teraz utwierdza w przekonaniu, że zmówiły się przeciwko mnie
wszystkie pory roku. Zawsze zima. Czasem jesień... i wciąż ten Faust
ze swoją najszczęśliwszą chwilą i Sylwia P. jak marynata w szklanym słoju.
Codzienność.

3.
I ten nieludzki śmiech. I prawdziwa rozmowa z psem przybłędą i droga,
która nie wiedzie do ciebie. Wiosna samobójców.
Znowu jesień.