dyptyk o przemijaniu.
Dodane przez mimowolnie dnia 15.08.2008 13:38
unoszenie
kiedyś razem karmiliśmy łabędzie, była wiosna
Szczecin pozostawał niewinny. ty uśmiechałaś się
ja w piaskownicy bawiłem się w wojnę. później
dorosłem
I - pierwsze
z pamięci układam karty w pasjans do obiadu
w lodówce maślanka, ty gotowałaś ziemniaki, ja biwakowałem 
pod stołem. na stole jabłoń i zakazane słodycze. 
szczerzyłem się i tupałem. miałem małe zaciśnięte piąstki 
pełne błahostek i rozkapryszonych pretensji.
II - drugie
po obiedzie na spuchnięte stopy kładłaś kompresy
pod oczami rysował się znikomy sen. usiadłaś obok
ja z zawiązanymi oczami szczotkowałem twoje popielate włosy. 
na ramieniu miałem zaskórniaki, ostatki rwetesu
pod językiem składałem słowa jakby milczenie było
prostsze. na miejscu. ty wypatrywałaś ciszy na kalendarzach,
łabędzie wypatrywały nas.
III - trzecie
położyłaś się. do snu gorzka
herbata na nocnej szafce ulatywała przez okna. sufit
skraplał się do oczu, jakbym patrzył w przyszłość. gorzkie 
myśli rozciągające się wokół godziny godzimy ze sobą 
niedostatki. ostatki kruszymy opłatkiem. kry na Odrze
zaczęły dryfować do obcej wiosny. wiatr pogmatwał plany
na ulicy ktoś prorokuje koniec świata, destyluję go
opowiadam o wiatrakach i słonecznikach. w ręce ściskam
pomarańczę. ciebie widzę częściej na wskroś. prześcieradła
są gęstsze. pierzyna ciężka, pali w kości. prosisz
żeby zgasić świeczkę. pokładanie nadziei kłuje w klatce
IV - ostatnie
do kolacji
podniosę ciebie na duchu kiedy już będziesz duchem 
teraz zasypiam w fotelu. masz jeszcze ciepłe pięty,
miarowy oddech.
wędrówka
Właścicielka jest przekwitłą kobietą
Częstuje nas kawą i herbatą
Pokazuje palce zajęte przez gościec
Mówi - nie mam już dużo czasu
Tomasz Jastrun
I
jest południe, krzątasz się po kuchni. fantasmagorie. dzisiaj
będzie ogórkowa i gołąbki. po mistrzowsku jak u pana boga za 
piecem
najlepiej. tik tak, tik tak
jestem o kilka kobiet starszy,
masz pod okiem węglem naznaczone bruzdy, całe moje dzieciństwo 
schowane pod jednym mrugnięciem. blizny na przedramionach. 
suche biodra. ciało cierpko kołyszące się do głębokiego snu. 
nie odliczę od trzech, nie obudzę ciebie pstryknięciem palców. 
zaparzę kawę, usiądę obok.
II
jesteś o kilka moich kłamstw starsza,
na pustyni, ty pikujesz w piaski, ja jestem daleko. za kolejnym 
mirażem. zachodzimy w siebie, kiedy ziemia zdążyła obrócić się 
tyle razy. niepostrzeżenie. jeszcze wczoraj o dzikim zachodzie, 
bizonach i indianinach za wielką wodą. teraz wstydzę 
się, 
że byłem pasażerem. kluczyłem.
III
od dzisiaj będę przychodził jeszcze rzadziej, nie chcę 
wyglądać jakbym się śpieszył, kiedy odwracasz się szybciej,
żeby wyjść przez zamknięte drzwi.