Wobec czerwieni
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 00:00


Jej ciało
było szczęśliwe

Z chwili na chwilę
intensywniało w świetle

Rozświetlało chodnik

Jakby się przeglądało
w przeźroczystym lustrze

Wzbierało od spontanicznych
gestów odsłaniających jeszcze
śmielej smukłość

Bijące od płomienia gorąco
przenikało materiał chłonąc
krótką sukienkę koloru
skał nad Morzem Czerwonym

Patrzyłem na nią
widziałem żywioł ognia

Jak zaćmić
taki blask?

Jakim prawem?

Prawa nie było
płonęła oczywistość

Rzemyki sandałów
jak pałeczki kadzidła
zażegane zaklęciem
wybuchały wizją

Egzegezą ognistą
nieodczytanych dotąd
granitowych hieroglifów

Była między nami
cisza rozżarzony metal
dotykał kogoś
komu zaklejono usta


Nagle stałem się świadom
że w płucach mam tlen
zarzewie eksplozji

Mężczyzna we mnie
powiedział oto prawda
promień ostateczny
zarys widnokrąg

Szukałem słów
by między jej
ciałem a nim
sobą a mną
przerzucić kładkę
ponad pożogą

Zaklinałem własną całkowitość

Aż doświadczając
że się nie oprę
na niczym doznałem
stałości gwiazd

Konsystencji wiersza

Albatros nad zmierzwioną kipielą
patrzyłem w przerzynający się
krater

Wulkaniczną
czeluść planety


28 czerwca 1995 r.15.01